Strony

czwartek, 14 marca 2013

Przędzę czy tkaninę?

Dawno temu zostałem wyśmiany po stwierdzeniu, że powinno się barwić gotową tkaninę, a nie przędzę.

Dziś trafiłem na ciekawe dane. Otóż należał mnie wtedy wyśmiać!

Na 4060 fragmentów tkanin przebadanych w Gdańsku, pochodzących z późnego średniowiecza i wczesnej nowożytności znalazły się 3 fragmenty utkane już z zafarbowanej przędzy! Jakieś 0.07%! Szaleństwo :)

niedziela, 10 marca 2013

Misa toczona jednostronnie

Na jednej z ostatnich imprez miałem okazję widzieć dwa skrajne podejścia do drewnianych naczyń toczonych. Pierwszym był talerzyk cieniutki jak opłatek. Drugim miska toczona jednostronnie w masywnych ściankach. Miski tego typu popularne są w późnym średniowieczu w materiale miejskim.
Toczenie ówcześnie niezaprzeczalnie było skomplikowanym i pewnie specjalistycznym działaniem, ale dawało rewelacyjne efekty, w postaci gładkich ścianek zgrabnych naczyń. Można stąd przypuszczać, że toczone naczynia zyskiwały odpowiednio wysokie ceny.
Dla jej zmniejszenia, niektóre miski toczono tylko wewnętrznie. Zachowywało to właściwości toczonego naczynka, jednocześnie zmniejszało czas jaki należało poświęcić na jego wykonanie. A krótszy czas pracy tokarki równał się niezaprzeczalnie niższej cenie.

Jednak patrząc na funkcjonujące w środowisku miski mam wątpliwości. Ogół produkowanych dziś misek drewnianych toczonych jednostronnie wygląda bardziej jak kopuła bunkra, a nie dzieło średniowiecznego rzemieślnika.
Dla przykładu trzy miski ze Stargardu:



Jak widać, pomimo chamskiego ciosania/strugania miski mają naprawdę delikatny profil. Są lekkie i w niczym nie przypominają rycerskich mich zaczepno-obronnych...

wtorek, 5 marca 2013

doublet full of holes, vol. 3


Work in progress. Holes, holes, holes, holes, holes, holes, hundreds of holes!


A purse from Gdańsk: really kosher reconstruction.


I can't count how many times I was accused of problems with my ego because I'm picking up somebody or something all the time. Well - I don't have any problems, my ego is really huge. And within the framework of building this ego-edifice, I want to boast of my, a little bit cast-off, purse.

Few years ago, while my work-break, I went to the Błękitny Baranek in Gdańsk. And here is an explanation for those, who don't know what it is: BB is the most interesting archaeological museum in Poland. At the same time, this museum is the one that should forbid all reenactors to go in. There are no 'normal', 'simple' relics on its exhibition, but the most tasty things from gold-plated buckles and embroidered bags/purses to tones of tin badges. So, here comes the effect of watching such incredible collection: people-Christmas trees and Burgundian dukes from the second-hand shops.

When I was walking among those showcases, feeling like I was on high, suddenly, I saw HER*... the only one, beloved, with perfect lines and size: the purse  And I found a producer who could make its perfect copy. This is what we finally acheived.











But the shape and ornamentations are definitely not enough to call anything 'kosher'.


 This is why you should pay your attention to all details, like - for example - number of holes that remains after sewing a strap.

                  

Or every mistake made by that guy who created the original purse, repairs, even patches.












Only a 'toy' like this entirely shows a climate of the epoch and the attitude of its people. We can't see a perfect symetry here, nor a robot's precision. However, you will notice a proper hand work and the economy in using a material. What is more, it's quite obovious that the purse was made by a skilled person, not by a paralytic with a Parkinson disease. I have to appeal to everybody once again: don't confuse a handmade with inability, rough seam and so!

In case anybody wants something like this or just well made, I can recommend this guy: http://craftsmen-of-taurica.blogspot.com/

*You have to know that 'purse' is in the feminine in Polish


Torebka z Gdańska: koszerna rekonstrukcja

Wielokrotnie zarzucano mi, że mam jakieś problemy z ego, bo tak bardzo się czepiam. Otóż nie. Nie mam problemów z ego, bo jest ono olbrzymie. I w ramach dokładania kolejnej cegiełki do tego gmachu pochwalę się moją, lekko przechodzoną, torebką.

Kilka lat temu, w ramach przerwy w pracy, przeszedłem się do Błękitnego Baranka w Gdańsku. Jakby ktoś nie wiedział co to, to BB jest najciekawszym muzeum archeologicznym w tym kraju. Jest zarazem muzeum, do którego powinni mieć zakaz wstępu rekonstruktorzy. Nie wystawiają tam normalnych rzeczy, a same najbardziej smakowite precjoza, od złoconych zapinek, przez haftowane torby po tony plakietek cynowych. No i w efekcie mamy ludzi-choinki i diuków Burgundii z lumpeksu.

I chodząc jak na haju między gablotami zobaczyłem JĄ... tą jedyną, ukochaną o idealnych liniach i wymiarach: torebkę :)
No i udało mi się znaleźć producenta, który zrobi ją jak należy. W efekcie wyszło coś takiego.










Ale kształt i zdobienie to trochę mało by nazwać coś naprawdę koszernym.


 Warto zwrócić uwagę na takie detale, jak liczba dziurek pozostałych po przyszyciu jakiegoś paska.

                 

Ale też i na zastosowane przez autora łaty, naprawy i popełnione błędy.










Dopiero taka zabawka w pełni oddaje klimat i podejście ówczesnych. Nie ma tu idealnej symetrii i precyzji robota. Jest porządna ręczna praca i oszczędność materiału. Jednocześnie widać, że robiła to wprawna ręka, a nie paralityk z Parkinsonem. Warto tu zaapelować po raz kolejny, by nie mylić ręcznego wykonania z  nieudolnością, krzywym szwem itd.

A jakby ktoś uznał, że też chciałby coś takiego, to polecam tego pana: http://craftsmen-of-taurica.blogspot.com/

piątek, 1 marca 2013

Grunwaldzkie kmiotki

Czytając sobie pewne forum rekonstrukcyjne napotkałem biadolenia młodego człowieka na parcie na udział ciężkozbrojnych pod Grunwaldem. Rekonstruktor ów twierdzi, że jest dyskryminowany przez organizatora inscenizacji pod Grunwaldem, gdyż on (ten rekonstruktor) odtwarza niziny społeczne. Rozwodzi się następnie, jak to niehistorycznie i festyniarsko jest zorganizowane, że lekkozbrojni są pomijani, a organizator chce tylko panów rycerzy.

Przejęty smutnym tonem forumowicza, ujęty jego krzywdą zabrałem się za pomoc. Czas znaleźć grunwaldzkiego kmiotka!
Oczywiście zaczynamy od Jana Długosza, bo był mądry, wielki i pewnie kmiotków wymienia. Wertujemy strony i tu Gończa, tu Nadworna, tu goście z Francji a tam z Anglii, tu Wielki Mistrz, a tam Wielka Chorągiew, tu źli Piastowie śląscy, a tam dobrzy kniazie ruscy. A kmiotków nie ma.

No to dalej bierzemy się za opracowania naukowe. Od Michałka po Nadolskiego. Szukam tych bojowych wideł, cepów, sierpów, kos na sztorc...i nic.
Tak to cholera jest. Zaproś tu na bitwę kmiotów to Ci się po trawie pochowają i jeszcze posprzątają po sobie.

A teraz na poważnie. Ludzie kochani. Jaka piechota? Jakie halabardy? Jacy łucznicy? Już spieszenie panów w zbrojach jest umownym uproszczeniem a zarazem ukłonem w stronę ekonomii. Ale lekkozbrojni i kmiotki ze wsi pod Sieradzem? Jeszcze trochę a następna będzie inscenizacja Bitwy o Anglię z użyciem sztyletów Luftwaffe zamiast Messerschmittów.