Strony

środa, 18 września 2013

Poleaxe a sprawa piechotna

Przeglądam zdjęcia z ostatniej imprezy w Bexbach i wśród piechoty widzę masę poleaxów*. Biegają sobie panowie w swoich bojowych ubrankach, saladkach, czasem napierśnikach z jakimiś młotkami czy toporkami na powiedzmy półtorametrowym kiju.
I tak mnie nagle olśniło, czy aby piechur powinien używać takiej broni?
Bo jak się przyjrzeć tym zachowanym egzemplarzom, to one takie dość rycerskie się wydają:


Traktaty szermiercze może i przedstawiają walkę w wamsach na tego typu broń, ale chyba jednak szkół szermierki nie tworzono dla pospolitego żołdactwa, a ustatkowanych mieszczan, na tyle bogatych, że nie brali się za ryzykowną i nie do końca dobrze płatną wojaczkę, a których było stać na nauczyciela i/lub podręcznik.



No to przeglądamy ikonografię. Poleci zestaw obowiązkowy. Z góry zaznaczam, że oczywiście mogłem coś pominąć. Przeglądając cokolwiek staram się znaleźć normę, nie pojedyncze przypadki. I stąd po obejrzeniu kilkudziesięciu przedstawień zbrojnych, w tym najpopularniejszych jak Hausbuch z zamku Wolfegg czy z Kronik Berneńskich Schillinga pozwalam sobie zasugerować, że piechota nie powinna używać poleaxów. 

U Schillinga znalazłem chyba jeden przypadek użycia klasycznego, polexa o długości nie większej niż właściciel... z czego ten pan miał na sobie jakaś ekstra czapkę ze złotą spinką, piórami i miał obstawę kilku gości w pełnych zbrojach... hmm on po prostu był tam szefem :P
Reszta co prawda używa broni o podobnym żeleźcu, ale na kiju długości analogicznym jak klasyczne halabardy, czyli sięgającym powiedzmy te pół metra nad głowę.


W Hausbuchu jest trochę lepiej. Bo wśród "naddługich" poleaxów, znalazł się jeden klasyczny w rękach w miarę normalnie wyglądającego człowieka.



I ten krótki:


Z czego perspektywa w tym miejscu jest dziwna, ale ok niech będzie.
Z innych obrazków może coś od Hansa Hirtza.



I obraz Mistrza Pasji z Lyversberg z muzeum w Köln.

A na koniec taki włoski paskudek autorstwa Vittore Carpaccio.

Wynika z tego moim zdaniem, że raczej nie stosowano krótkich poleaxów w formacjach piechoty w 2 połowie XV wieku. Wydaje się to logiczne, gdyż jest to broń do otwierania puszek, a nie walki w szyku przeciwko nacierającej jeździe. Przewaga piechoty polega na zwartym szyku i długiej broni, którą trzymali puszki na koniach w odpowiedniej odległości. 
Nie wykluczam użycia takiego rodzaju uzbrojenia, ale sądzę, że to coś raczej wyjątkowego. Droga i nie do końca praktyczna broń, to raczej mało opłacalny zakup dla człowieka, dla którego wojna to sposób zarobku, nie zawsze najmilszy.

*pozwolę sobie używać tego anglojęzycznego określenia dla wygody i jednoznaczności wypowiedzi. Mógłbym używać określenia młotek czy topór rycerski, ale mogłoby to utrudnić przekaz. Pod pojęciem rozumiem wszelką broń o żeleźcu złożonym, na drzewcu krótszym niż właściciel, najczęściej z dodatkową tarczką chroniącą dłoń.

2 komentarze:

  1. Tak naprawdę większość szkół szermierczych tworzona była dla ludności miejskiej. Co prawda przypominały one bardziej współczesne kursy obrony przed nożownikiem dla kobiet zmieszane z odrobiną baletu i teatru. Nabijali się z tego mistrzowie w swoich traktatach.

    Co do praktycznego szkolenia piechoty odpowiedzi należy szukać sprawdzając jak działały organizacje najemnicze. Nie ma się co łudzić, że ludzie z łapanki cokolwiek potrafili.

    OdpowiedzUsuń
  2. Traktaty szermiercze nie były tworzone tylko z myślą o szkołach dla mieszczan. I nie, nie każda przypominała hucpę. Fechmistrzowie tworzyli i działali dla rad miejskich (milicje), szlachty, w sądownictwie (pojedynki sądowe). Stąd sporo w nich borni i technik nie dla zwykłego piechura, a do wykorzystania przez rycerza lub w sądowym pojedynku. Dodatkowo, to że na ikonografii są ludzie w wamsach, nie zawsze oznacza że dana technika jest dla walki bez pancerza (blossfechten). To tak jakby wyciągać wnioski z traktatów rapierowych, że ludzie dźgali się dawniej nago. Akurat poleaxe w większości technik opisany jest z uwzględnieniem tego że przeciwnik am zbroję.

    OdpowiedzUsuń