Strony

czwartek, 11 grudnia 2014

For Sale: cutlass/ grosse messer 15-16th century

Hello, everyone!
This time I want to sell a cutlass, dated to late 15th/early 16th, based on the original from Hermann Historica (an auction) but with few little changes. Weight: 965g, full lenght: 85,5cm (edge - 70cm), perfectly balanced. A handgrip made of oak wodd, wooden scabbard covered with leather
Made by Kacper Maciej Kasprzycki from Konin, Poland:
http://www.rkjm.pl/index.php/rzemielinicy/wyroby-kacpra

Price: 340 euro + shipping costs.



Mam na sprzedaż XV wieczny kord.
Bardzo ładna kopia oryginału sprzedanego na Hermann Historica. Waga 965g, długość: 85,5cm (głownia - 70cm). Rękojeść dębowa, drewniana pochwa pokryta skórą i okuta.
Produkcja Kacpra z Konina, mam nadzieję, że nie muszę podkreślać jaka to jakość.
Cena 1400 zł





poniedziałek, 13 października 2014

Wczesnośredniowieczny pikowany rękaw?

Przeglądałem ostatnio trochę obrazków z IX-XI wieku i mnie zainteresowało nietypowe wykończenie rękawów.
Wśród przedstawień z okołokarolińskiego kręgu kulturowego widać szerokie zakreskowane mankiety. Wygląda to jak XII-wieczne mankiety pikowane w sumie powszechne na tych samych obszarach... 

katedra w Chartres

Kilka przykładów tego co mnie zaintrygowało:

Boulogne-sur-Mer BM MS.20, VIII-IX wiek

Orléans BM MS.305 Partitiones, X wiek

Orléans BM MS.342 Office Lectionary, X wiek

KBR Ms. 10066-77 Miscellany, X wiek

BNF Nouvelle acquisition latine 1390, XI wiek


Niby wygląda na pikowanie. Z czego na niektórych z manuskryptów z tego okresu widać zaś jakby rękaw był dużo za długi i w podobny (choć nie identyczny) sposób się marszczył:
St. Gallen Cod. Sang. 22 Golden Psalter, IX wiek

KBR Ms. 10066-77 Miscellany, X wiek

No i nie wiem co z tym fantem zrobić. Może ktoś od wczesnego spotkał się z podobnym wykończeniem rękawa?


poniedziałek, 8 września 2014

Historyczne must read!

Niedawno przeczytałem sobie taką fajną książeczkę:

M. Cetwiński, Historia i polityka. Teoria i praktyka mediewistyki na przykładzie badań dziejów Śląsk, Kraków 2008.

I tak sobie pomyślałem, że jest to pozycja obowiązkowa nim ktoś podejmie się jakichkolwiek działań myślowych związanych z historią i archeologią. Oczywiście nie jedyna, ale konieczna.

piątek, 18 lipca 2014

CASTRUM BENE 12: The Castle as Social Space

Właśnie otrzymałem maila, że ukazał się 12 tom wydawnictwa Castrum Bene. Dla nieznających środowiska archeologiczno - architektoniczno - historyczno - castelologicznego tłumaczę, że jest to jedna z najważniejszych inicjatyw badawczych dla zamków szeroko rozumianej Europy Centralnej, ale nie tylko. Jeśli szukacie czegoś naprawdę na poziomie o zamkach od Niemiec po Rosję i od Skandynawii po Węgry i Rumunię to polecam zacząć od tej serii.
Dwunaste spotkanie w ramach CB miało na celu analizę przestrzeni zamkowej z perspektywy jej mieszkańców. Badano socjotopografię zamku, zaplecze gospodarcze i jego łączność z piano nobile. Osobiście jest to dla mnie tom tym ważniejszy, że opublikowano w nim artykuł mojego autorstwa: Hinterzimmer der oberschlesischen Burgen.
Jednocześnie kłaniam się w pas i dziękuję po raz kolejny Adamowi Nawrotowi z  Deutschen Verbandes für Historisch Gerüsteten Vollkontakt za ogromną pomoc w tłumaczeniu i sprawdzaniu błędów :)


niedziela, 22 czerwca 2014

Fight Club Orzesze "Niepokorni"

Nie od dziś wiadomo, że bez pracy u podstaw nie można osiągnąć sukcesu w jakiejkolwiek dziedzinie. Liczba noblistów w USA albo złotych medali w Chinach nie jest wynikiem wybitnych genów tych narodów, tylko ciężkiej pracy od najmłodszych lat. Podobnie będzie z naszym sportem, czyli pełnokontaktowymi walkami w zbrojach. Na razie to raczkujący sport, nasi czołowi zawodnicy to wciąż pierwsze pokolenie rycerzy-fajterów. Na pytanie co będzie dalej odpowiedź znaleźć możemy w Orzeszu, niedużej miejscowości na Górnym Śląsku.
W mieście tym mieszka sympatyczny człowiek - Mariusz Oleś. Od lat prowadzi (z ogromnymi sukcesami) treningi sztuk walki (MMA). Wśród jego wychowanków są nie tylko dorośli, ale również dzieci. I właśnie dla nich, naszej przyszłości, zrobił coś co mnie autentycznie urzekło :)
Wraz z chłopakami z Łódzkiej Akademii Fechtunku: Damianem Łakomskim i Maćkiem Ryszkiewiczem prowadzi dla miejscowych dzieci szkółkę walk rycerskich. Bajtle uczą się walki na piankowe miecze. Na razie chyba nie mają w kraju poważnej konkurencji, ale nie mam wątpliwości, że zmiotą każdego kto stanie im na drodze.
Chylę czoła przed Mariuszem, facetem o ogromnym sercu i zapale, ale również przed tymi dziećmi, których chęć rozwijania się może być dla nas przykładem.
Dzięki "Niepokornym" powstaje trzon naszej Kadry Rycerskiej za 5 czy 10 lat. Polecam śledzić ich postępy i osiągnięcia. Czapki z głów, mistrzowie idą :)

Porwałem z ich facebookowego profilu kilka zdjęć.








środa, 21 maja 2014

Jak nie kanapa to cebula.

Mam dobry dzień, grzeję gicze w słonku padającym przez otwarte okno, spotkanie z szefem przebiegło w miłej atmosferze, kolano przestaje mnie boleć... czas na dziegieć i jad.

W rekonstrukcji, jak w chyba każdej dziedzinie życia pojawiają się pewne mody. Niektóre  (jak moda na zdrowe żarcie) należy pochwalić, niektóre (jak brodate kobiety) chyba niekoniecznie. W reko kiedyś była moda na XIII wiek, potem moda na Rzym (i ja dalej jaram się Rapaxem) itd. Niektóre z tych mód nie przeminęły i znacząco poprawiły jakość naszej zabawy. Tak było z lnianymi namiotami, ręcznie szytymi przeszywanicami, nitowanymi kolczugami, poprawnie uszytymi torebkami (chwała 10 stronom Goubitza, które ktoś wyhaczył w necie).
Może od zeszłego sezonu modne są kanapowe jedwabie o czym już pisałem. Nie mija też moda na wszelkie pikowane jaki (pourpoint), najczęściej luźne i ze źle uszytymi rękawami.
W tym sezonie zauważyłem wysyp czepków wzorowanych na zabytku przypisywanemu św. Brygidzie i giezeł na wzór zabytków z Lengberg. I to się akurat chwali.

Modna jest też ostatnio rekonstrukcja nizin społecznych, czy może bardziej romantycznej wizji nizin społecznych. Początkowo do całego tego ruchu podchodziłem optymistycznie. Bardzo mi się podoba idea mas ludzi odtwarzających rzemieślników, tragarzy, handlarzy starzyzną itd. W całym tym nurcie też widzę idealne miejsce dla siebie, gdzieś na marginesie z kuszą lub oszukanymi kośćmi. Niestety (i tu zaczynam marudzić) ta fala odbiła się od falochronu źródeł i popłynęła w stronę prozy Viktora Hugo.
Mógłbym tego nie pisać, bo i tak pewnie zostanę opacznie zrozumiany, ale nie jest moim celem pusta szydera. Piszę to, bo czas chyba trzepnąć bachora w tyłek, by później nie pytać gdzie byli rodzice.

Co mi się tak bardzo w tym nie podoba.
A zacznijmy od kolorystyki. Skąd pomysł, że nie farbowano albo, że robiono to w cebuli. Skąd moda na źle zafarbowane tkaniny. Ludziki drogie poczytajcie jak działały cechy rzemieślnicze i co groziło za takie spartaczenie roboty. Barwniki modne i importowane były oczywiście drogie i poza zasięgiem przeciętnego osobnika. Ale zarówno spisy majątków, zastawionych ubrań u żydowskich bankierów, dokumenty sądowe wyraźnie pokazują, że nosili ubrania kolorowe. Suknia, o którą pobiły się paryskie prostytutki była czerwona lub niebieska, zastawiono czarny (o zgrozo czarny!) płaszcz, a sukno zielone z Parzęczewa było droższe od żółtego z Koluszek. Również badania ikonograficzne i archeologiczno - kostiumologiczne wyraźnie pokazują, że tkaniny farbowano. Nie wszystko oczywiście czerwcem lub purpurą, ale od czegoś po polach rośnie marzanna i urzet. Wejdźcie na pierwszego z brzegu bloga dziewczyn zajmujących się tkactwem/barwieniem i zobaczcie jaką feerię barw otrzymują. A nie cebula z ziemniakiem.

Druga sprawa kogo pogziło i wymyślił, że wełna ma być jak płótno żeglarskie o widocznym splocie z guzłami i najlepiej śmieciami we włóknach. Wełna ma być sfolowana, zbita i ciepła. Suknie z chusteczkowych tkanin :/

Dalej ręcznie filcowany filc w wydaniu 90% naszych producentów. Już kilka lat temu kolega Nieczar słusznie marudził na modę na filcowe kapelusze wszędzie i zawsze. Sukno brudzi czy co? Inna sprawa, że jak do tej pory spotkałem wyroby może dwóch pań, które nadają się do użytku. Pozostałe to jakiś chamski półprodukt. Za słabo zbite, rozlatujące się, nietrzymające kształtu. Zobaczcie oryginały i poszukajcie takich z 1,5 cm grubości rondem. Miałem okazję trzymać oryginał z początku XVIII wieku wyciągnięty z mierzwy zalegającej na podłodze jakiejś stodoły czy obory. Widziałem też kilka kapeluszy XVII wiecznych i może coś średniowiecznego. Daleko im do tych puchatych cosiów. W sumie nawet etnografia pokazuje, że filc to ma być zbity. Jedną z moich czapek robiła ręcznie jakaś rosyjska babuszka... to dopiero pancerne cholerstwo.

Widoczne i chamskie szwy. Fajnie, że ludzie zaczęli odkładać szwy. Szkoda, że robią to jakby im ktoś palce połamał. W oryginałach jakoś nie widać tak nieforemnych szwów jak u większości domorosłych krawców.

Część środowiska biednego próbuje odtwarzać jakichś zbrojnych. Nie do końca rozumiem co to ma być za formacja (piechota pod Grunwaldem?) ale ok. Niech se będą dla bezpieczeństwa u nich te przeszywanice i rękawice. Ale ta liczba kolczych elementów to chyba jest z jakiegoś rycerza zdarta. Polecam sprawdzić popularność takich patentów u Golińskiego lub Szymczaka.

Coś, co mnie do szewskiej pasji doprowadza. Kikutkowłócznie. Nie wiem do czego ma służyć włócznia mająca tyle długości co jej nosiciel w spodniach. Prędzej sobie nią oko wydłubie nim zatrzyma konnego. Podstawową ideą takiego uzbrojenia w łapach chudopachołka jest utrzymanie dystansu w walce z uzbrojonym po zęby gościem, który ma Was za zbuntowany inwentarz a nie człowieka. Jak mu będziecie wywijać koło nosa taką (najczęściej jeszcze pokrzywioną) wykałaczką to wyciągnie łapsko i zaciśnie na Waszej szyi. Tyle i po zabawie. I jak już przy włóczniach to groty z kulkami wyglądają jak zarąbane z pobliskiego zakładu produkującego płoty. Może jednak patent ze skórzanymi nakładkami do walki, jaki stosują wcześni by był lepszy. Chcecie się pokazać i maszerować to bez niego, chcecie podźgać kolegę po żebrach to w prezerwatywce.

Jak zapewne większość zauważyła profil tarczy to najczęściej jakiś wycinek okręgu. Okrąg to, takie coś bez kantów. Większość deskowych tarcz wygląda zaś jak wycinek wielokąta. Podobnie źle to wygląda z oklejaniem, malowaniem i wykończeniem. Nie każdy ma talent jak Marta albo Robert Diabeł. Więc może warto podarować sobie malowanie tarcz we wzory by nie wyglądała potem jak kolorowanka przedszkolaka.

I na koniec sprawa ogólna. Sprawdźcie jakie były zarobki i ceny. Porównajcie czy wasz hipotetyczny biedak to na prawdę musiał biegać oblepiony kupą. A jeśli już musiał to niech nie łapie broni.

Zdjęć nie będzie, bo nie chcę pokazywać kogo konkretnie mam na myśli. Podkreślę to nie jest złośliwość z mojej strony tylko próba podjęcia dialogu. Bo dalej są już tylko skórzane karwasze.

środa, 7 maja 2014

Mistrzostwa Świata IMCF, Castillo De Belmonte 1 - 4 maja.

Dawno mnie tu nie było. Trochę czasu zajęły święta, trochę zlecenia, ale i tak najwięcej go zżarły przygotowania do Mistrzostw Świata International Medieval Combat Federation, w których brałem czynny udział. Tak, dobrze widzicie, dzięki trwającym już od prawie roku przygotowaniom i dużemu kredytowi zaufania ze strony kapitana drużyny pojechałem jako jeden z około czterdziestu zawodników reprezentujących Polskę.

Nie wiem właściwie, jak Wam opisać wrażenia. Jeśli będziecie mieli okazję, warto zobaczyć miejscowość Belmonte. Piękne miasteczko z niesamowitym zamkiem pośrodku piasku i kurzu... w sumie tam wszystko jest z kurzu i słońca. Do tego doszły emocje nie do opisania związane z walką i dopingiem hiszpańskiej publiczności. Warto to zaznaczyć, że zarówno turyści, jak i większość przeciwnych drużyn pokochało naszą Kadrę.

 Zdobyliśmy 7 medali. Dwa złote wywalczył Marcin Waszkielis w konkurencjach miecza długiego i miecza z tarczą. Marta Kupczyk zdobyła srebro w pojedynkach na broń drzewcową i brąz w mieczu długim. Maja Olczak zaś srebro w mieczu i tarczy. W 5 vs 5 Polska 2 pod dowództwem Maćka Ficyka zdobyła srebro. No i na koniec wywalczyliśmy srebro w walkach 16 vs 16 ustępując tylko kadrze USA. Ostatni medal jest dla mnie o tyle ważny, że wziąłem udział we wszystkich meczach zdobywając kilka fragów.

Ogólnie, jak widzicie pomoc finansowa dla Kadry, o którą prosiliśmy jakiś czas temu przyniosła rezultaty. Niech najlepszym tego przykładem będzie zaobserwowana przez kilku naszych kolegów scenka. Dwóch hiszpańskich chłopców z drewnianymi mieczykami i tarczami zażarcie się okładała. Jeden krzyczał wciąż "Espania, Espania". Drugi na to wrzasnął "El Polaco" i zapodał adwersarzowi klasycznego front kick'a. Era supermana i bohaterów z bajek wśród hiszpańskiej latorośli minęła bezpowrotnie. Teraz czas na polskich rycerzy.

Na zakończenie pozwolę sobie wkleić kilka zdjęć z profilu Rycerskiej Kadry Polski, który polecam polubić :)
 

środa, 9 kwietnia 2014

Finał Polskiej Ligi Walk Rycerskich sezonu 2013/2014

Hej.
Dawno się nie odzywałem, ale to nie oznacza, że nic nie robiliśmy. Między malowaniem kolejnej tarczy i namiotu braliśmy na przykład udział w finale PLWR w Warszawie 15.03.2014.
Marta stała przy szrankach dbając o dobrze zawiązane troczki. Ja za to chyba dzielnie znosiłem kolejne bęcki. Wbrew wielu opiniom na mój temat, bardzo mi się ta zabawa podoba. 
W sumie nawet nie wiem jak napisać relację z zawodów. Mógłbym niczym lokalny pismak wspomnieć o krwi, pocie, łzach, 40 kilowych mieczach i prawdziwych rycerzach :) Ale chyba nie na to czekacie. Więc nie będę się rozpisywał. Było super i tyle.
Nie mam za specjalnie własnych zdjęć. Stąd pozwoliłem sobie pożyczyć kilka z fejsbukowych profili: Olka Blausza, KS Rycerz Sieradz, PLWR oraz stron http://devetakhi.dgceres.pl/ i http://www.sfora.pl/. 






I na koniec najciekawsze fragmenty walk.

piątek, 14 marca 2014

RYCERSKA KADRA POLSKI pomoc

Nasze szczury oraz my sami gorąco popieramy starania chłopaków z Rycerskiej Kadry Polski. Liczymy, że jak co roku przyniosą nam mnóstwo emocji i skopią masę tyłków.
Każdy z nas może wesprzeć kadrę w ich ciężkiej pracy. Choć odnoszą sukcesy i udowodnili, że są jednymi z najlepszych na świecie, w przeciwieństwie do kołkonogich piłkarzy nie mają bogatych sponsorów.
Stąd w ramach projektu wspierającego rodzime inicjatywy Polak Potrafi ekipa z Polskiego Stowarzyszenia Walk Rycerskich stara się zebrać pieniądze na mistrzostwa świata organizowane przez federację IMCF.



Razem damy radę wysłać ich na podium :)

poniedziałek, 10 marca 2014

Recenzja: Słowiańskie Światy czyli oręż Słowian

Widziałem dzisiaj dyskusję dwójki moich znajomych z pewnym blogerem.
Postanowiłem napisać możliwie wyczerpującą recenzję filmu "edukacyjnego", od którego rozpoczęła się cała awantura.


0:17 - wcale powszechnie nie przyjmuje się, że tzw hełmy typu czernichowskiego, szyszaki wielkopolskie/ruskie są typowo słowiańskie. Chyba bezsprzecznie udowodniono, że była to słowiańska reminiscencja perskich, irańskich hełmów.
0:27 - hełmy typu Baldenheim nie są typowe dla Słowian. Być może ich używali. Na terenie Słowiańszczyzny znaleziono takowe. Ale ich forma, ornamentyka i być może konotacje kulturowe są obce. Czas ich znalezienia się na terenach słowiańskich to prawdopodobnie jakiś VII wiek, a więc idealnie czasy Samona i ogromnej penetracji frankijskiej na południe od Sudetów. 
0:40 - i tu mamy przykłady "słowiańskich" hełmów, z czego jeden pochodzi z Planing, z regionu Bad Kreuznach w zachodnich Niemczech. Nieładnie okłamywać odbiorcę.
1:20 - nie wiedziałem, że Herod był Czechem. Przepraszam, ale warto wiedzieć co się pokazuje, bo odbiorca może wciąć to za matactwo.
1:40 - skąd wiadomo, że produkowano je na Rusi?
1:44 - żaden z tych hełmów, wbrew podpisowi, nie jest hełmem ruskim i w 2/3 nie pochodzą z X-XI wieku. Mamy kolejno hełm germański z VII wieku (jak pamiętam z aukcji z Hermann Historica), hełm z Pecs na Węgrzech i hełm połowiecki z Tahańczy z XII-XIII wieku.
1:58 - znowu matactwo. Hełm z lewej to sassanidzki hełm z Nineveh w Iraku z VI-VII wieku. Ten po prawej to hełm ze Stromovka w Czechach, więc znów daleko od Rusi.
2:10 - nie mówi się hełm normandzki, tylko stożkowy z nosalem.
3:27 - nie rozumiem zbytnio co mają Kumani do Normanów i co wśród ruskich hełmów robi koczownicze Nikolskoie.
3:57 - ten hełm ze Słonimia (na dole) jest chyba łączony z Bałtami.
4:11 - wypada zacytować, że to typologia oparta na artykule A. N. Kirpichnikova, Drevnerusskoe Oruzhie III: Dospech, Kompleks Boevych Sredstv IX-XIII w, Leningrad 1971. Warto też wspomnieć, że współcześni badacze podważają łączenie typów III i IV z ludnością ruską.
4:43 - dlaczego ozdoby są tu jednym tchem wymieniane ze zbrojnikami pancerza?
5:15 - gdzie te pancerze? Te cywilne ubrania? Tuniki? Rażąca nadinterpretacja.
5:45 - rekonstrukcje paskudne, oparte o szynkwas a nie źródła.
5:55 - hełmy typy czernichowskiego są aktualnie datowane raczej na XI-XII wiek, niż na X.
6:05 - skąd teza o powszechności kolczugi? Z jednej całej znalezionej na ternie Polski? 
6:20 - Tzw. kolczuga Wacława. Warto przeczytać jej opracowanie od strony metalurgicznej i konserwatorskiej. Oryginalnie wyglądała trochę inaczej.
6:48 - od wieeeeelu lat przyszywanie kółek kolczugi na podkład tekstylny lub skórzany uważa się za nadinterpretację ikonografii.
8:20 - miecze jak miecze, nigdy się w nich nie lubowałem, więc może coś przegapiłem. Ale widoczny tutaj w prawym dolnym rogu miecz z Pokrzywnicy Wielkiej jest wiązany z Bałtami.
11:17 - piękny topór z Trzebnicy z XV wieku. Jeśli w XV wieku ktoś w Trzebnicy mówił po słowiańsku to pewnie był z Krakowa lub biedak, którego raczej nie stać na inkrustowane zabawki.

Praca ta nie spełnia w najmniejszym stopniu warunków stawianych wiarygodnemu opracowaniu naukowemu, ani nawet popularyzatorskiemu. Nieznajomość literatury i liczne błędy rzeczowe wprowadzają odbiorcę w błąd. Ostatnie zdania zapewniające, że zdjęcia pochodzą z naukowych opracowań wydają się wobec powyższych zarzutów kłamstwem autora. 

środa, 5 marca 2014

Zarobki, cebula i złocone duperele- część II: żarcie

Nie mam jakoś siły zabrać się za przedmioty zbytku, broń i codzienne duperele. Za to zdecydowanie łatwiej jest mi zebrać trochę informacji na temat cen jedzenia w późnym średniowieczu. Dysponuję głównie danymi dla Wrocławia. Niestety Rzeczyca i Gądki pozostają poza moimi zainteresowaniami.
Ceny, które będę podawał, nie są pewnikami, czymś sztywnym. Z dostępnych danych (niestety dosyć skąpych) postaram się wyciągać medianę.
Oczywiście ceny zmieniały się w przedziale XIV-pocz. XVI wieku. Stąd postaram się podawać typowe ceny dla dwóch okresów: okres pierwszy powiedzmy +/- 1370-1430 i okres drugi 2 poł XV po początek XVI.

Dla przypomnienia przelicznik walut:
18 halerzy = 1 grosz; 1 floren = 28 groszy; 1 grzywna = 48 groszy.

Ryby: średniowiecze znało milionpińcset postów, więc ryby to podstawa:
W okresie pierwszym beczka śledzi kosztowała 60 gr, beczka łososi 240 gr, beczka węgorzy 147 gr. Później ceny węgorza spadły do jedynych 70 gr za beczkę, a śledzi wzrosły do ponad 100 groszy od beczki. W początku XVI wieku sprzedawano również karpie na sztuki po średnio 1,5 grosza, łososie po 5-6 gr.

Mięso można było kupić w całości i na kawałki. Z kawałkami mam problem, bo za cholerę nie wiem ile to jest porcja mięsa. Więc kupować będziemy w całości, wszystkie 5 ćwiartek.
W pierwszym okresie wół kosztował około 48-50 gr, jagnię 5 gr, a wieprzek 8 gr. W drugim wół 90-96 gr, baranek 6 gr, świniak 30 gr, kura 1,5 gr.

Jajka sprzedawano wówczas raczej w hurtowych ilościach, np za 16 jajek na przełomie XV i XVI wieku płacono około 1 grosza.

Do popicia mamy piwo lub wino.
Piwo w pierwszym okresie kosztowało zazwyczaj 12 gr za kwartę (1,1 litra). Zdarzały się też droższe po 36, 40 groszy. Pod koniec XV wieku sprzedawano nawet piwo za 52 gr od kwarty. Równocześnie sprzedawano również duże ilości taniego lokalnego piwa w cenie 15 groszy za achtel, co daje jakieś 2 halerze za litr.
Wino sprzedawane było na beczki, baryłki, kufy i kwarty. Kwarta wina włoskiego kosztowała w 1477 roku 2 grosze, małmazji 2,5 grosza. Lokalny sikacz zaś to koszt około 1,3 gr.

Ciekawie wygląda sprawa przypraw. Najważniejszą przyprawą byłą sól kosztująca w drugim okresie jakiś 1 grosz za mniej więcej 11 kilo. Popularny był chyba pieprz, który za funt (powiedzmy 0,4 kilograma) kosztował 335 groszy, a innym razem 12 groszy... nic nie rozumiem :)
Sprzedawano też imbir w cenie 15 gr za funt i goździki za około 17 gr. Tańszy był kminek kosztujący za funt niecałego 1 grosza.
Do Wrocławia w XV wieku sprowadzano też cukier. Spodziewałem się zabójczej ceny, a tu tylko 8 groszy za funt. Tańszą alternatywą był miód po 2 gr za litr.

Przyda się też olej kosztujący na przełomie XV i XVI wieku 1,3 grosza za około pół litra, oliwa za 3 grosze, masło po 1,4 gr za funt, smalec po 0,6 gr za funt.

Brak mi w tym wszystkim mąki i pieczywa. Gdzieś o nich czytałem, ale nie pamiętam gdzie. Jak mi się przypomni to dopiszę.

Literatura:
G. Myśliwski, Wrocław w przestrzeni gospodarczej Europy (XIII-XV wiek), Wrocław 2009.
M. Wolański, Ceny we Wrocławiu w latach 1516-1618, Wrocław 1996.

sobota, 1 marca 2014

Tarcza z połowy XIV wieku

Od pewnego czasu kompletuje sportową zbroję. Większość jest, a czego brakuje już się gdzieś robi.
Nowym nabytkiem, którym chciałbym się pochwalić jest jajowata tarcza. Kształt wzorowałem na kilku przedstawieniach z około połowy wieku XIV.
Przykładowo znane malowidła z Avio we Włoszech
Biblia Wielesława z Czech.
Ołtarz Klarysek z Wrocławia

Lub trochę późniejsze przedstawienie z legnickiego Zwierciadła Saskiego

Do tego dochodzi pochodząca z okołó 1320 roku tarcza Wielkiego Mistrza.

Reszta jest naszą inwencją twórczą. Tarcza Wielkiego Mistrza była punktem wyjścia. Napis zmieniliśmy na uroczy cytat przetłumaczony na język śląski: Pitom beztoz zech je. Pitom beztoz kej mom źdzybko cufal dali byda. Tarcza i klejnot to oczywiście standardowy żuraw.

W tle Marta namalowała różne roślinne ornamenty. Oryginalnych niestety nie udało nam się rozrysować. Dodatkowo wśród roślinek w tle pojawiły się małe niespodzianki w duchu XIV wiecznych marginaliów.

niedziela, 23 lutego 2014

Acta Universitatis Lodziensis Folia Archaeologica 29

Hello everyone. The newest volume of our Institute's publication is already available, both as a book and digital version. This one is about lots of military issues that may interest you. What's more, there's also my article about pavisemen protective armament included

piątek, 21 lutego 2014

Hełm z kratą?

Wiele lat temu w środowisku rycerskim funkcjonowały łebki z zasłonami typu grill, czyli zamocowaną na pojedynczym zawiasie czołowym kratownicą. Z czasem uznane zostały za mrok, szyderę i odrzucone kategorycznie.
Minęło sporo czasu i chcę wrócić do problemu.
Zacznę od nazwy, gdyż w regulaminach różnych imprez pada określenie "krata polska". Jest to z gruntu określenie bzdurne, bo w Polsce nie ma żadnego źródła na te zasłony, a najbardziej znane przedstawienie pochodzi z Czech.
Skoro już o nim mowa, to nasz ulubieniec wygląda tak, powstał około lat 80. XIV wieku w warsztacie tzw. Mistrza Ołtarza z Trzeboni.
Co możemy o nim powiedzieć. Ma ładny miecz, typowy sztylet tarczowy, typowe osłony płytowe kończyn, ładną szatę na zbroi i ciekawą przyłbicę. Dzwon hełmu jest ozdobiony jakimiś złoceniami. Podobne możemy odnaleźć w wielu innych źródłach, np opracowywanych przeze mnie malowidłach z Koziegłów.
Kiedyś na fresze ktoś też miał wątpliwości co do puklerza, ale tę drogę bym odrzucił. Podobnych tarcz jest sporo, choćby w legnickim Zwierciadle Saskim z 1387 roku.

Reszta gości na Ołtarzu z Trzeboni wygląda już normalnie. Można się czepiać hełmu z łusek, ale po obejrzeniu kilkudziesięciu przedstawień takiego uważam, że istniały (będzie kiedyś wpis o nich).


Zostaje zasłona. Nietypowa i możliwe że niepraktyczna. Kopi to ona nie zatrzyma. Zatrzyma uderzenia rąbiące i sieczne. Dużo i mało. Ale w sumie większość ówczesnych walczących miała w ogóle nie osłoniętą twarz. No i stosowano łebki z nosalem.
Czy są analogie? Ależ oczywiście, że są.


Najbliższą formalną analogią jest ten norymberski obraz z około 1490 roku. O ile w Trzeboni nie doszukiwałbym się chyba szydery, to tutaj anachronizm hełmu jest zdecydowanie bardziej prawdopodobny.
Lecimy dalej. 

Hans Hirtz, lata 50. XV wieku, Pasja z Karlsruhe. Tuż za krzyżem mamy dwóch panów. Jeden w hełmie jak z Trzeboni, drugi w jakimś wielkim basinecie z zasłoną z kraty. Scena szydercza, ale jeszcze do tego wrócę.

Rok 1512 i Albrech Dürer. Scena pasyjna, hełm chyba anachroniczny z kratą.

Zrobiło się pasyjnie i grząsko. Nim wrzucę kolejne obrazki czas na pytanie skąd te hełmy się mogły wziąć. Widzę dwie drogi rozwoju, od łebki z nosalem przez dodanie pręcików. Druga zakłada, że to niekoniecznie jest hełm bojowy. Już tłumaczę skąd tą myśl. Znamy z XV i XVI wieku wiele hełmów z prętowymi zasłonami, które w większości służyły do walk turniejowych (na maczugi, tępe miecze etc). Hełmy w sumie znamy tylko w formie wykształconej jak te.




Szukałem formy wcześniejszej i jedyne co mam w miarę pewnego to fragment z Flos Duellatorum Fiore dei Liberi.


Jestem w stanie uznać, że łebki z kratą rzeczywiście istniały i były używane. Raczej widziałbym je jako hełmy turniejowe, być może pierwszy etap ewolucji hełmu do walk na maczugi. Podobnie w tym czasie też z hełmu wielkiego, raczej bojowego, tworzył się tzw. żabi pysk tylko do walki turniejowej.
A teraz kwestia szyderczości. Jest, że ówcześni podkreślali charakter postaci pewnymi atrybutami, w tym wypaczonym uzbrojeniem. Ale nie możemy na ten zwyczaj patrzeć tylko jednowymiarowo. Oczywiście można dodać do zwykłego hełmu rogi albo na tarczy namalować muchę belzebubkę. Ale często to uzbrojenie jest całkiem zwyczaje, a i tak widać kto jest zły, kto dobry. Bo przykładowo: Ci źli noszą taaakie wielkie tasaki jak z Hamburga. Może źle się kojarzyły? Trzecią płaszczyzną jest użycie danego elementu w złym kontekście. I tu uzbrojenie turniejowe na pachołkach jest całkiem częstym przykładem. 


To jest pachołek ze sceny ścięcia Jana Chrzciciela. 

Stąd chciałbym zasugerować, że hełm z kratą jest autentyczny, ale stosowany w przedstawieniach pachołków jako element szyderczy. Jak obrazki z Hitlerem w raybanach. 
A na zakończenie klin i zagadka. Przez cały wpis intencjonalnie przemilczałem to:


Hełm pochodzi z muzeum w Turynie i Włosi twierdzą, że to autentyk. Czyżbyśmy mieli hełm z kratą, którą ktoś dla zabawy powyginał?
Miłego dnia.