środa, 31 lipca 2013

Pseudonaukowe uniesienia

Materializm historyczny na nowość się wybił
Udowadnia naukowo - co by było, gdyby...

Jacek Kaczmarski, Rehabilitacja komunistów


Mniej więcej tyle myślę o wywodach z freha.pl na temat hełmów stalowo-skórzanych. 
Ostatnio bakcyl "udowodnij, że nie było" wyraźnie krzyżuje się z bakterią "udowodnij, że nie mam racji".

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rekonstrukcje gwałtów

W zeszły weekend w miejscowości Radymno (skądinąd ważnej archeologicznie) miała miejsce inscenizacja... rzezi UPA na Polakach.
Ja rozumiem i nie mam nic przeciwko staniu na warcie przy Grobie Chrystusa w Wielką Sobotę, udziale w apelu poległych, inscenizacji walk o Wolę albo i inscenizacji strajków w Stoczni. Ale no żesz **** są jakieś granice. Co dalej? Rozładunek wagonów z Żydami? GRH Sonerkommando czy gwałcicieli z Krasnej Armii?
Rekonstrukcja ma publikę uczyć a nie ogłupiać w imię zaślepienia i animozji nadgranicznych. Powiedzieć: tak Ci ludzie byli źli i nazwać coś ludobójstwem to jedno. Ale pokazywać na oczach dzieci, a może i świadków tych wydarzeń, jak się pali wioskę, jak rozbija niemowlę o próg drzwi?
Litości. Ciekawe czy to organizowała jakaś grupa rekonstrukcyjna czy bojówki ONRu?
Nie popieram i uważam, że organizator kala i tak złe imię ruchu rekonstrukcyjnego.
A może czas podać rękę ludziom, którzy mieli "pecha" urodzić się po drugiej stronie?

____________

Members of the Die Diebgasse Project want to say that, in their opinion, the staging of Wołyń Massacre incident is the worst and the most stupid idea to think up. We condemn this initiative and feel ashamed of doing such things in our country.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Diebgasse at work: szpiegostwo

Witajcie
Ostatnio jedno zdjęcie z mojej pracy zdobyło jakieś tam zainteresowanie. Stąd uznaliśmy z Martą, że może warto pokazać naszą ludzką twarz, nasze metody pracy i podrzucić kilka sweetfoci z naszej roboty. A przy okazji może przybliżyć czytelnikowi skąd bierzemy źródła, jak można zdobyć pewną wiedzę... Może dzięki temu choć jedna osoba skończy marudzić: nie ma, niedostępne, nie było :)

Na pierwszy ogień pójdzie szpiegostwo historyczne, czyli Borgi w muzeach, kościołach i tam gdzie ich być nie powinno.


Podstawowym źródłem informacji dla nas są książki, czasopisma naukowe i może również internety. Jednak nie zawsze (wróć zazwyczaj) zdjęcia w książkach są mało szczegółowe. Do tego autor mógł skupić się na innym niż my szczególe itd... Stąd staramy się obejrzeć możliwie wiele na żywo. Jest to dla nas tak samo ważne w przypadku zabytków materialnych jak i ikonografii.

Jeśli gdzieś jedziemy staramy się mieć listę obiektów do obejrzenia. W dobie internetu i z kilkoma regałami fachowej literatury nie jest to trudne. Na miejscu zaś nie rozstajemy się z aparatem.

Zdjęć powstaje zwykle kilkaset (kilka GB). Każdy obraz czy zabytek zostaje obcykany z każdej możliwej strony. Zwracamy szczególną uwagę na elementy hmm marginalne. Przykładowo patrząc na jakiś niderlandzki landszaft z XVII wieku oczywiście podziwiamy kunszt i artyzm, ale również szukamy na dalszych planach jakiś smaczków, choćby kolesia z kosą... a nuż będę potrzebował XVII wiecznej kosy. Podobnie z kulturą materialną. Obok całości, liczą się detale: nity, paski, rysy i niedociągnięcia.


Zauważyłem, że modnym jest mówić czym się robiło zdjęcia, na jakich przesłonach i z jakimi filtrami... No dobra. Kiedyś używaliśmy Olimpusa E510, całkiem zgrabnej lustrzanki. Z czasem jednak zaczęła mi przeszkadzać. Po pierwsze miała słaby obiektyw, bardzo ciemny obiektyw. Po drugie lustrzanki są duże i mało wygodne w noszeniu. Po trzecie słabo radziła sobie z brązami (ale o tym kiedy indziej).
Stąd od pewnego czasu używamy malutkiego Samsunga EX2F. Zaletami jest rozmiar, bardzo jasny obiektyw (f 1.4) i obrotowy wyświetlacz.

Oprócz aparatu staramy się nosić w kieszeni z sobą jakąś miarkę, która pozwala choć w przybliżeniu umieścić na zdjęciu skalę. Często używam też statywów: typowego dużego trójnoga i malutkiego z dodatkowym imadełkiem.



Reszta to tak naprawdę kwestia otwartych oczu, spostrzegawczości i łutu szczęścia. Choć w sumie nie kryję, że czasem przydaje się to gdzie pracuję... ot czasem przepuszczą za barierki :)



Przy jakiejś następnej okazji opiszę naszą pracę od strony czystej archeologii. Będzie o kopaniu, dokumentacji i wchodzeniu do mitycznych magazynów.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Nowożytne fajki

Siedzę sobie na badaniach w Gdańsku. Ogólnie nuda i współczesne zniszczenia. Ale, jak na Gdańsk przystało, w ziemi pojawia się jedna niesamowita kategoria zabytków. Odnajdujemy masy białych holenderskich fajek. Nie będę o nich nic pisał. Po prostu popatrzcie sobie :)




sobota, 6 lipca 2013

Inscenizacja bitwy o Twierdzę Wisłoujście 2013

Rzadko mi się zdarza być publicznością na imprezie historycznej. Zwykle wszelkie festyny i inne podobne wydarzenia omijam łukiem, no chyba, że w celach towarzyskich*.
Tym razem było inaczej. Natrafiłem na informację o inscenizacji bitwy z czasów napoleońskich obok gdańskiej twierdzy Wisłoujście. A że akurat przebywam w pięknym Gdańsku, to poszedłem popatrzeć:)

Nie wytrzymałem całej imprezy, więc niestety nie powiem, czy panowie w ciuszkach jak ołowiane żołnierzyki wyglądali fajnie, czy mieli plastikowe guziki. Ani się na tym nie znam, ani przyznaję do obozu nie poszedłem.
A nie poszedłem bo mnie siem nie podobało. Plakaty obwieszczały, że w walce wezmą udział dwa okręty, 40 armat, ponad 100 ludzi. Ilu było ludzi albo armat nie wiem... ilość huku nie sugerowała takiej mocy artylerii, ale nie wiem, mogę się mylić.

Za to stateczki mnie delikatnie mówiąc zawiodły. Mam odrobinę zdrowego rozsądku i nie spodziewałem się pełnych rekonstrukcji galeonów. Spodziewałem się czegoś jak gdyński Dragon, który wygląda efektownie. I jeden był niezły. Jako drugi organizatorzy (Muzeum Historyczne Miasta Gdańsk) zaserwowało nam wycieczkowiec obity deskami. Chyba ten sam, które zwykle stoi przy Długim Pobrzeżu na Motławie. Co więcej, obok załogi na pokładzie latali jacyś turyści czy inni współcześni cywile. I to nie była obsługa stateczku, tylko jakieś podstarzałe paniusie z aparatami.

Druga sprawa to idioci w łódkach wokół. W pewnym momencie przepływ został zamknięty przez policję. I super. Z czego stado baranów na skuterach wodnych miało to gdzieś. Podobnie grupa dresów na niewielkim jachciku, co chwilę wyganiana przez motorówkę służb. I na koniec WOPR. Ci to się prawie między statki pchali, bo wylegujący się na owej motorówce grubasek chciał focię strzelić :/

Trzeci zgrzyt to narrator (historyk). Raz, że przynudzał. Dwa sztarsburgerował. Trzy jak się robi coś od czapy, to się nie zwraca na to uwagi publiczności! Muzyka mi się podobała. Jakieś tam Zimmerki chyba leciały i sporo innych raczej nieznanych kompozycji. Zgrabnie dobrane. A tu nagle narrator przeprasza, że ten walc to dopiero 3 lata po bitwie powstał, a tamten to w ogóle współczesny. 
Stateczki zasuwały na śrubach. Ok, rozumiem postawienie żagli mogłoby być niebezpieczne. Ale cholera niech nie pływają do tyłu i niech narrator nie przeprasza, że to robią. Tak każdy to zauważył, a gdyby siedział cicho, może by przeszło bez echa. W sumie to przepraszał za coś co chwilę... za komin na horyzoncie, za brak kul w armatach (a petardy w wodzie i tak robiły efekty specjalne).

Sama inscenizacja trwała może 45minut. Trochę to było przydługie. Sporo strzelania, ale miałem wielką ochotę na porządne salwy, wystrzał z 50 muszkietów, z 20 armatek, a nie pyk przerwa pyk przerwa, pyk...Zawsze miałem inne mniemanie o ówczesnej taktyce. 

Zawaliła organizacja. Szkoda, bo miejsce jest rewelacyjne, a bitwy napoleońskie epickie. Przez tłumy gawiedzi odechciało mi się iść zobaczyć obóz. A może to był mocny punkt? 
Jeśli czyta to jakiś napoleończyk, może da radę polecić ciekawsze inscenizacje do zobaczenia sobie?




*tak, są jeszcze tacy, którzy chociaż udają, że cieszą się na mój widok...