Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krytyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krytyka. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 września 2014

Historyczne must read!

Niedawno przeczytałem sobie taką fajną książeczkę:

M. Cetwiński, Historia i polityka. Teoria i praktyka mediewistyki na przykładzie badań dziejów Śląsk, Kraków 2008.

I tak sobie pomyślałem, że jest to pozycja obowiązkowa nim ktoś podejmie się jakichkolwiek działań myślowych związanych z historią i archeologią. Oczywiście nie jedyna, ale konieczna.

środa, 21 maja 2014

Jak nie kanapa to cebula.

Mam dobry dzień, grzeję gicze w słonku padającym przez otwarte okno, spotkanie z szefem przebiegło w miłej atmosferze, kolano przestaje mnie boleć... czas na dziegieć i jad.

W rekonstrukcji, jak w chyba każdej dziedzinie życia pojawiają się pewne mody. Niektóre  (jak moda na zdrowe żarcie) należy pochwalić, niektóre (jak brodate kobiety) chyba niekoniecznie. W reko kiedyś była moda na XIII wiek, potem moda na Rzym (i ja dalej jaram się Rapaxem) itd. Niektóre z tych mód nie przeminęły i znacząco poprawiły jakość naszej zabawy. Tak było z lnianymi namiotami, ręcznie szytymi przeszywanicami, nitowanymi kolczugami, poprawnie uszytymi torebkami (chwała 10 stronom Goubitza, które ktoś wyhaczył w necie).
Może od zeszłego sezonu modne są kanapowe jedwabie o czym już pisałem. Nie mija też moda na wszelkie pikowane jaki (pourpoint), najczęściej luźne i ze źle uszytymi rękawami.
W tym sezonie zauważyłem wysyp czepków wzorowanych na zabytku przypisywanemu św. Brygidzie i giezeł na wzór zabytków z Lengberg. I to się akurat chwali.

Modna jest też ostatnio rekonstrukcja nizin społecznych, czy może bardziej romantycznej wizji nizin społecznych. Początkowo do całego tego ruchu podchodziłem optymistycznie. Bardzo mi się podoba idea mas ludzi odtwarzających rzemieślników, tragarzy, handlarzy starzyzną itd. W całym tym nurcie też widzę idealne miejsce dla siebie, gdzieś na marginesie z kuszą lub oszukanymi kośćmi. Niestety (i tu zaczynam marudzić) ta fala odbiła się od falochronu źródeł i popłynęła w stronę prozy Viktora Hugo.
Mógłbym tego nie pisać, bo i tak pewnie zostanę opacznie zrozumiany, ale nie jest moim celem pusta szydera. Piszę to, bo czas chyba trzepnąć bachora w tyłek, by później nie pytać gdzie byli rodzice.

Co mi się tak bardzo w tym nie podoba.
A zacznijmy od kolorystyki. Skąd pomysł, że nie farbowano albo, że robiono to w cebuli. Skąd moda na źle zafarbowane tkaniny. Ludziki drogie poczytajcie jak działały cechy rzemieślnicze i co groziło za takie spartaczenie roboty. Barwniki modne i importowane były oczywiście drogie i poza zasięgiem przeciętnego osobnika. Ale zarówno spisy majątków, zastawionych ubrań u żydowskich bankierów, dokumenty sądowe wyraźnie pokazują, że nosili ubrania kolorowe. Suknia, o którą pobiły się paryskie prostytutki była czerwona lub niebieska, zastawiono czarny (o zgrozo czarny!) płaszcz, a sukno zielone z Parzęczewa było droższe od żółtego z Koluszek. Również badania ikonograficzne i archeologiczno - kostiumologiczne wyraźnie pokazują, że tkaniny farbowano. Nie wszystko oczywiście czerwcem lub purpurą, ale od czegoś po polach rośnie marzanna i urzet. Wejdźcie na pierwszego z brzegu bloga dziewczyn zajmujących się tkactwem/barwieniem i zobaczcie jaką feerię barw otrzymują. A nie cebula z ziemniakiem.

Druga sprawa kogo pogziło i wymyślił, że wełna ma być jak płótno żeglarskie o widocznym splocie z guzłami i najlepiej śmieciami we włóknach. Wełna ma być sfolowana, zbita i ciepła. Suknie z chusteczkowych tkanin :/

Dalej ręcznie filcowany filc w wydaniu 90% naszych producentów. Już kilka lat temu kolega Nieczar słusznie marudził na modę na filcowe kapelusze wszędzie i zawsze. Sukno brudzi czy co? Inna sprawa, że jak do tej pory spotkałem wyroby może dwóch pań, które nadają się do użytku. Pozostałe to jakiś chamski półprodukt. Za słabo zbite, rozlatujące się, nietrzymające kształtu. Zobaczcie oryginały i poszukajcie takich z 1,5 cm grubości rondem. Miałem okazję trzymać oryginał z początku XVIII wieku wyciągnięty z mierzwy zalegającej na podłodze jakiejś stodoły czy obory. Widziałem też kilka kapeluszy XVII wiecznych i może coś średniowiecznego. Daleko im do tych puchatych cosiów. W sumie nawet etnografia pokazuje, że filc to ma być zbity. Jedną z moich czapek robiła ręcznie jakaś rosyjska babuszka... to dopiero pancerne cholerstwo.

Widoczne i chamskie szwy. Fajnie, że ludzie zaczęli odkładać szwy. Szkoda, że robią to jakby im ktoś palce połamał. W oryginałach jakoś nie widać tak nieforemnych szwów jak u większości domorosłych krawców.

Część środowiska biednego próbuje odtwarzać jakichś zbrojnych. Nie do końca rozumiem co to ma być za formacja (piechota pod Grunwaldem?) ale ok. Niech se będą dla bezpieczeństwa u nich te przeszywanice i rękawice. Ale ta liczba kolczych elementów to chyba jest z jakiegoś rycerza zdarta. Polecam sprawdzić popularność takich patentów u Golińskiego lub Szymczaka.

Coś, co mnie do szewskiej pasji doprowadza. Kikutkowłócznie. Nie wiem do czego ma służyć włócznia mająca tyle długości co jej nosiciel w spodniach. Prędzej sobie nią oko wydłubie nim zatrzyma konnego. Podstawową ideą takiego uzbrojenia w łapach chudopachołka jest utrzymanie dystansu w walce z uzbrojonym po zęby gościem, który ma Was za zbuntowany inwentarz a nie człowieka. Jak mu będziecie wywijać koło nosa taką (najczęściej jeszcze pokrzywioną) wykałaczką to wyciągnie łapsko i zaciśnie na Waszej szyi. Tyle i po zabawie. I jak już przy włóczniach to groty z kulkami wyglądają jak zarąbane z pobliskiego zakładu produkującego płoty. Może jednak patent ze skórzanymi nakładkami do walki, jaki stosują wcześni by był lepszy. Chcecie się pokazać i maszerować to bez niego, chcecie podźgać kolegę po żebrach to w prezerwatywce.

Jak zapewne większość zauważyła profil tarczy to najczęściej jakiś wycinek okręgu. Okrąg to, takie coś bez kantów. Większość deskowych tarcz wygląda zaś jak wycinek wielokąta. Podobnie źle to wygląda z oklejaniem, malowaniem i wykończeniem. Nie każdy ma talent jak Marta albo Robert Diabeł. Więc może warto podarować sobie malowanie tarcz we wzory by nie wyglądała potem jak kolorowanka przedszkolaka.

I na koniec sprawa ogólna. Sprawdźcie jakie były zarobki i ceny. Porównajcie czy wasz hipotetyczny biedak to na prawdę musiał biegać oblepiony kupą. A jeśli już musiał to niech nie łapie broni.

Zdjęć nie będzie, bo nie chcę pokazywać kogo konkretnie mam na myśli. Podkreślę to nie jest złośliwość z mojej strony tylko próba podjęcia dialogu. Bo dalej są już tylko skórzane karwasze.

poniedziałek, 10 marca 2014

Recenzja: Słowiańskie Światy czyli oręż Słowian

Widziałem dzisiaj dyskusję dwójki moich znajomych z pewnym blogerem.
Postanowiłem napisać możliwie wyczerpującą recenzję filmu "edukacyjnego", od którego rozpoczęła się cała awantura.


0:17 - wcale powszechnie nie przyjmuje się, że tzw hełmy typu czernichowskiego, szyszaki wielkopolskie/ruskie są typowo słowiańskie. Chyba bezsprzecznie udowodniono, że była to słowiańska reminiscencja perskich, irańskich hełmów.
0:27 - hełmy typu Baldenheim nie są typowe dla Słowian. Być może ich używali. Na terenie Słowiańszczyzny znaleziono takowe. Ale ich forma, ornamentyka i być może konotacje kulturowe są obce. Czas ich znalezienia się na terenach słowiańskich to prawdopodobnie jakiś VII wiek, a więc idealnie czasy Samona i ogromnej penetracji frankijskiej na południe od Sudetów. 
0:40 - i tu mamy przykłady "słowiańskich" hełmów, z czego jeden pochodzi z Planing, z regionu Bad Kreuznach w zachodnich Niemczech. Nieładnie okłamywać odbiorcę.
1:20 - nie wiedziałem, że Herod był Czechem. Przepraszam, ale warto wiedzieć co się pokazuje, bo odbiorca może wciąć to za matactwo.
1:40 - skąd wiadomo, że produkowano je na Rusi?
1:44 - żaden z tych hełmów, wbrew podpisowi, nie jest hełmem ruskim i w 2/3 nie pochodzą z X-XI wieku. Mamy kolejno hełm germański z VII wieku (jak pamiętam z aukcji z Hermann Historica), hełm z Pecs na Węgrzech i hełm połowiecki z Tahańczy z XII-XIII wieku.
1:58 - znowu matactwo. Hełm z lewej to sassanidzki hełm z Nineveh w Iraku z VI-VII wieku. Ten po prawej to hełm ze Stromovka w Czechach, więc znów daleko od Rusi.
2:10 - nie mówi się hełm normandzki, tylko stożkowy z nosalem.
3:27 - nie rozumiem zbytnio co mają Kumani do Normanów i co wśród ruskich hełmów robi koczownicze Nikolskoie.
3:57 - ten hełm ze Słonimia (na dole) jest chyba łączony z Bałtami.
4:11 - wypada zacytować, że to typologia oparta na artykule A. N. Kirpichnikova, Drevnerusskoe Oruzhie III: Dospech, Kompleks Boevych Sredstv IX-XIII w, Leningrad 1971. Warto też wspomnieć, że współcześni badacze podważają łączenie typów III i IV z ludnością ruską.
4:43 - dlaczego ozdoby są tu jednym tchem wymieniane ze zbrojnikami pancerza?
5:15 - gdzie te pancerze? Te cywilne ubrania? Tuniki? Rażąca nadinterpretacja.
5:45 - rekonstrukcje paskudne, oparte o szynkwas a nie źródła.
5:55 - hełmy typy czernichowskiego są aktualnie datowane raczej na XI-XII wiek, niż na X.
6:05 - skąd teza o powszechności kolczugi? Z jednej całej znalezionej na ternie Polski? 
6:20 - Tzw. kolczuga Wacława. Warto przeczytać jej opracowanie od strony metalurgicznej i konserwatorskiej. Oryginalnie wyglądała trochę inaczej.
6:48 - od wieeeeelu lat przyszywanie kółek kolczugi na podkład tekstylny lub skórzany uważa się za nadinterpretację ikonografii.
8:20 - miecze jak miecze, nigdy się w nich nie lubowałem, więc może coś przegapiłem. Ale widoczny tutaj w prawym dolnym rogu miecz z Pokrzywnicy Wielkiej jest wiązany z Bałtami.
11:17 - piękny topór z Trzebnicy z XV wieku. Jeśli w XV wieku ktoś w Trzebnicy mówił po słowiańsku to pewnie był z Krakowa lub biedak, którego raczej nie stać na inkrustowane zabawki.

Praca ta nie spełnia w najmniejszym stopniu warunków stawianych wiarygodnemu opracowaniu naukowemu, ani nawet popularyzatorskiemu. Nieznajomość literatury i liczne błędy rzeczowe wprowadzają odbiorcę w błąd. Ostatnie zdania zapewniające, że zdjęcia pochodzą z naukowych opracowań wydają się wobec powyższych zarzutów kłamstwem autora. 

niedziela, 8 grudnia 2013

Uroda tkwi w szczegółach

Trafiłem dziś na zdjęcie jednej z konnych ekip. Grupa jako taka to najwyższa półka rekonstrukcji. Konie, odpowiednie oporządzenie i gotyckie zbroje. Ale na zdjęciu pojawił się jeden detal, który wywołał we mnie odruch wymiotny.
Dlatego na szybko poszukałem po facebook'u i wyciągnąłem kilka zdjęć drobiazgów, które psują wszystko.

profil: Destier

Gotycka zbroja jest po prostu przecudna. Człowiek obok ma ładnie wykończony nitowany kolczy kołnierz i obrzydliwego bobasa. Żaden znany mi hełm z 2 połowy XV wieku nie wymaga noszenia tego paskudztwa. Przecież wyściółki mocuje się wtedy na trwałe w hełmie. Wydał delikwent pewnie masę kasy i dalej wygląda jak człowiek-pieczarka. 

Profil: Compagnia Del DoppioSoldo

Bardzo ładny włoski klappenvisier. Do tego nitowany czepiec na chyba ręcznie szytym pikowaniu. Tylko dlaczego ma odsłoniętą brodę? Jak już wydał tyle kasy, to mógł poprosić o czepiec sięgający do krawędzi pikowania. Prezerwatywa bez czubka... 
W sumie pas skóry do mocowania czepca też mu się skończył o jeden zaczep za nisko...
Wojskowego troczka do zamykania nie skomentuję. 

Profil: Militum Vires

Tu chyba trochę lepiej. Nawet czepiec jest przyszyty do podkładu, o czym wiele osób zapomina i im brzydko powiewa. Ale też zamiast dociągnąć czepiec po bokach twarzy do odpowiedniej wysokości, pozostawiono jakiś nikomu niepotrzebny kawał skóry. I jak już kiedyś zauważył Przemek Bieliński na swoim blogu, cholerne rzemyki wiązane na supełek... Brzydko. 
A można tak ładnie:

Royal Armouries

A na koniec:
Profil: Compagnia Del DoppioSoldo

Wszystkie błędy poprzedników na jednym hełmie plus drucikowaty zatrzask.

Nie chcę tu nikogo piętnować. Zastanawia mnie tylko dlaczego ktoś wydający ogromną kasę na sprzęt nie dba o szczegóły. To są raczej drobiazgi, ale psują ogólny odbiór. Podobnych detali można wiele wymienić. Osobnym akapitem są zniszczone tarcze, podziurawione kolczugi, porwane przeszywki. Jasne, dla niektórych wygląd nie jest najważniejszy. Ale to trochę jak z narzędziami. Gdy byłem dzieckiem dziadek zawsze mnie gonił, że o narzędzia się dba i po użyciu czyści.
Miłej niedzieli.

czwartek, 5 września 2013

Wzorzyste tkaniny, czyli rekonstrukcja kołem się toczy.

Kila dni temu sympatyczna grupa zajmująca się XVII wiekiem wrzuciła na fejsbuka zdjęcie swoich członków z początku wieku. Śliczni szlachetni i szlacheccy panowie w kolorowych, wzorzystych szlafrokach.

Pamiętam jak przez lata na łamach frehy i dowolnych innych forów i w rozmowach prywatnych zwalczało się szycie ciuchów "z kanapy" czyli z zasłonek, obiciówek i innych wzorzystych paskudztw, mających z tkaninami historycznymi niewiele wspólnego. Marudzenia dały ostatecznie dobre rezultaty. XVII wiek dziś już nie wygląda jak salon meblowy.

I po latach, gdy od dawna nie widziałem pluszowoaksamitnych houppelande, robe z Ikei, a takie delie, kontusze i żupany są passé jak grom z jasnego nieba pojawia się nowa moda. Przenajjaśniejsi rekonstruktorzy późnego średniowiecza nagle zaczęli obszywać się w hinduskie wzorki.

I uj z tym, że wzory są XIX wieczne. 

Szczyt współczesnego szyku. Drukowana przeszywka i kanapowa jopa.

środa, 7 sierpnia 2013

Bo tak musiało być i udowodnij, że nie...

Ja, gdy chodzę biegać w chłodne dni używam takich fajnych czerwonych spodni z dziany 100% bawełny, z takim jasnym paskiem kremowym z boku. Na udzie mam wyhaftowany malutki napis.
I w sumie takie spodnie są WIARYGODNE dla wojownika skandynawskiego z X wieku.

Już tłumaczę.

Birka i inne wielkie faktorie miały kontakt z Lewantem. A tam jak powszechnie wiadomo uprawiano bawełnę i robiono z niej ciuszki. No to co za problem sprowadzić kilka transportów bawełnianej przędzy, wymieniając choćby na foczy tłuszcz.. Na miejscu zaś stare szwedzkie babulki znały technikę ściegu igłowego czy szydełkowania, a więc umiały robić dzianiny. Co więcej jak wiemy ze źródeł i historycznych, i etnograficznych na czerwono można zafarbować choćby marzanną. Pasek z boku wszyje się z krajki niebarwionej. Krój spodni zaś jest z grubsza podobny do tych z Skjoldehamn. O hafcie na udzie rozpisywać się nie będę, bo przecież techniki haftowania są powszechnie znane.

To co mogę przyjechać na Wolin w moim dresie do biegania?

środa, 31 lipca 2013

Pseudonaukowe uniesienia

Materializm historyczny na nowość się wybił
Udowadnia naukowo - co by było, gdyby...

Jacek Kaczmarski, Rehabilitacja komunistów


Mniej więcej tyle myślę o wywodach z freha.pl na temat hełmów stalowo-skórzanych. 
Ostatnio bakcyl "udowodnij, że nie było" wyraźnie krzyżuje się z bakterią "udowodnij, że nie mam racji".

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rekonstrukcje gwałtów

W zeszły weekend w miejscowości Radymno (skądinąd ważnej archeologicznie) miała miejsce inscenizacja... rzezi UPA na Polakach.
Ja rozumiem i nie mam nic przeciwko staniu na warcie przy Grobie Chrystusa w Wielką Sobotę, udziale w apelu poległych, inscenizacji walk o Wolę albo i inscenizacji strajków w Stoczni. Ale no żesz **** są jakieś granice. Co dalej? Rozładunek wagonów z Żydami? GRH Sonerkommando czy gwałcicieli z Krasnej Armii?
Rekonstrukcja ma publikę uczyć a nie ogłupiać w imię zaślepienia i animozji nadgranicznych. Powiedzieć: tak Ci ludzie byli źli i nazwać coś ludobójstwem to jedno. Ale pokazywać na oczach dzieci, a może i świadków tych wydarzeń, jak się pali wioskę, jak rozbija niemowlę o próg drzwi?
Litości. Ciekawe czy to organizowała jakaś grupa rekonstrukcyjna czy bojówki ONRu?
Nie popieram i uważam, że organizator kala i tak złe imię ruchu rekonstrukcyjnego.
A może czas podać rękę ludziom, którzy mieli "pecha" urodzić się po drugiej stronie?

____________

Members of the Die Diebgasse Project want to say that, in their opinion, the staging of Wołyń Massacre incident is the worst and the most stupid idea to think up. We condemn this initiative and feel ashamed of doing such things in our country.

sobota, 15 czerwca 2013

Głupi nie byli...

Tytuł dzisiejszego wpisu to tak właściwie wyrwany z kontekstu cytat. Dotyczy wikingów i naalbindingowych (ohydne słowo) pięciopalczastych rękawiczek.
Ogólne zdanie "głupi nie byli" jest bardzo rozsądne i godne pochwały. Oczywiście, że głupi nie byli. To w sumie pierwsze założenie z jakiego wychodzę gdy nie rozumiem dlaczego zrobili coś tak a nie inaczej.
Jednakże, jak już napisałem, zdanie to jest wyrwane z kontekstu. W całości brzmi zaś tak: Dlaczego Wikingowie nie mieliby takich nosić? Głupi nie byli, a w Skandynawii jest jeszcze zimniej niż u nas. Na statku, gdzie trzeba co chwilę coś poprawiać, przeciągać, zawęźlać rękawiczki palczaste są nieocenione. 
I tu otwiera mi się nóż w kieszeni. Napisała to osoba uważająca się za rekonstruktora i to na tyle zacnego by prowadzić bloga pouczającego innych*. A tu taka kaszana i mentalna stulejka.
To, że nam coś wydaje się oczywiste, wcale dla nich takie być nie musiało 1000 lat temu. Olać, czy takie rękawice istniały... tu modlitwy i stosów potrzeba by w końcu wyplenić taki sposób myślenia.


*
Tak wywyższam się i w ogóle :)

sobota, 8 czerwca 2013

Naddługi pas naddługi

Dreptając sobie ostatnio w moim pomarańczowym wdzianku po jakiś krymskich skałach, zaczął irytować mnie mój własny pasek. Ot, zwykły kawał skóry, na jednym końcu ze sprzączką, na drugim z brązową blaszką. Tylko, że przy każdym kroku to paskudztwo obijało mi się o udo. Co więcej, przy wchodzeniu pod górę czasem uderzało też o kolano.
Zirytowany tym zjawiskiem zadałem sobie proste pytanie. Po cholerę mi tak długi pas? I w ogóle skąd pomysł, że pas naddługi ma się pałętać w okolicach kolana.
Owszem znam XIII i XIV wieczne paski sięgające w cholerę "za daleko". Pisał coś o tym i prof. K.Wachowski i dr J.Sikora. Ale my tu o końcu XV wieku jednak powinniśmy mówić :P
No to szybki "risercz".
Na pierwszy ogień leci mój ulubieniec, czyli Mistrz Księgi Domowej. W samym Hausbuch możemy znaleźć takie paseczki:





Paski są, ale zwisów nie ma :) Ale to nie wszystko, wśród różnych scenek odnaleźć możemy jeszcze to:
Nie wiem jak Wam, ale mnie wydaje się on cokolwiek krótki :)

No dobra. Kolejne fajne, znane i lubiane obrazki to kronika Berna autorstwa Diebolda Schillinga z lat 80tych XV wieku (Mss.h.h.I.1-3). Ilustracji wybrałem kilka, takich by cokolwiek było widać:


Jak wyżej. Paski widać, ale by coś panom między udami wisiało- niespecjalnie. 
Skoro w najbardziej popularnych źródłach nic nie uświadczysz, szukamy dalej. Bardzo lubię Tablicę Dziesięciorga Przykazań z Kościoła Mariackiego w Gdańsku. I fajne źródło i mam je obfotografowane (choć jakość średnia :). No i tutaj trochę lepiej. Są paski, są przydługie, są wywinięte... i mają z 30cm mniej niż u większości rekonstruktorów.


Także w gdańskim kościele NMP znajduje się Ołtarz św. Doroty. I tu również jeden ze złoczyńców ma pas, trochę naddługi, trochę zdobiony, ale wciąż nie dyndający u kolan.

Pozostając w klimatach gdańskich przytoczę jeszcze obraz Ecce Homo, gdzie w tłumie pan ma taki paseczek:


Przenosząc się tym razem do Wrocławia odnajdujemy na tutejszym ratuszu słodkiego grubaska pochłaniającego zapewne napój wyskokowy. Jego piwny brzuszek spina zaś taki pasek:

Czy mam coś jeszcze? A pewnie, że się znajdzie. Przekopując jakieś losowe obrazki ze zbiorów własnych trafiłem na takie paski:

Anonimowy obrazek z lat 80tych, z Kunstsammlung w Veste Coburgu.
lata 80te, Austria

No i najdłuższy ze znalezionych!
Austria, lata 70te.
No to klika nasuwających się wniosków... Ogólnie z tymi superdługimi pasami to jest źle. Wróć: bardzo źle. Znaczy chyba ich nie powinno być. Jednym zdaniem, kolejny rekonstrukcyjny mit. Idę więc po nóż i tniemy.

A i dla zainteresowanych polecam przeczytać:
K. Wachowski, Problematyka tzw. pasa naddługiego w pełnym średniowieczu, Archaeologia Hi- 
storica Polona 5, 1997, s. 187-191.
I artykuł Jerzego Sikory:

Do przeczytania.



czwartek, 25 kwietnia 2013

Jeden z dziesięciu

Pojechałem do rodziców i korzystając z okazji (tak, nie mam telewizora) obejrzałem mój ulubiony teleturniej: Jeden z Dziesięciu.
I nagle pada pytanie z uzbrojenia. Borg wytęża słuch:

Naramiennik zbroi husarskiej to:
a) karwasz
b) szyszak
c) kolczuga

No ja pi*** Ostatni bastion zniszczony. Wywieszam białą flagę.

Torba do paska

Zauważam ostatnio pewne niepokojące zjawisko.
W sumie pierwszy raz zauważyłem je na Bitwie Narodów w zeszłym roku i od tego czasu zdążyło się rozplenić po rekonstrukcyjnym internecie. Mowa mianowicie o skórzanych, zdobionych torebkach do pasa.
Dlaczego zjawisko to jest niepokojące? A już tłumaczę.

Nie mam oczywiście żadnych pretensji do torebek w stylu tej:
http://craftsmen-of-taurica.blogspot.com/2013/03/purse-with-harpies.html
Bo i oryginał i kopia są ehhh cudo i w ogóle :)
Oczywiście miałbym wątpliwości gdyby nosił ją jakiś obdartus (pozdrowienia dla Konrada) sadzający swoje  4litery na kostce słomy. Ale nie o to chodzi.

Chodzi o zdobione puncami (w formie róż, kwiatuszków, kreseczek) torby w straganiarskich kolorach. Nie chcę podsyłać linków, bo mnie zjedzą autorzy, ale może się doszukacie. Nie dość, że zwykle mają rozmiary brzucha amerykańskiego zjadacza macdonalda, nie dość, że zdobione są w dziwny i chyba wymyślny sposób, to jeszcze te potworne kolory i ich kombinacje :/
Zaczyna nam w rekonstrukcji późnego średniowiecza kiełkować syndrom wikinga choinki. Już myślałem, że w zaniku są giezła i gacie haftowane, że naszywanie na dublet herbu jest już passé... A tu taki wał.
Oczywiście mogę się mylić i jeśli ktoś ma źródła, to chętnie się pokajam :)

Wpis sponsoruje kawa i zespół TriORE.

ps
Po drodze naszło mnie i jak znajdę więcej czasu postaram się napisać coś o korelacjach poziom społeczny- rzeczy noszone :)

wtorek, 16 kwietnia 2013

Alergia

No żesz i dostałem alergii!
Mój nadworny psychiatra uznał, że dostaję ataków gdy widzę określenie JOUSTING.
Jakby nie można było jak człowiek powiedzieć GONITWA.
Mikołaj Rej się w grobie przewraca!
Tyle na dziś.

piątek, 1 marca 2013

Grunwaldzkie kmiotki

Czytając sobie pewne forum rekonstrukcyjne napotkałem biadolenia młodego człowieka na parcie na udział ciężkozbrojnych pod Grunwaldem. Rekonstruktor ów twierdzi, że jest dyskryminowany przez organizatora inscenizacji pod Grunwaldem, gdyż on (ten rekonstruktor) odtwarza niziny społeczne. Rozwodzi się następnie, jak to niehistorycznie i festyniarsko jest zorganizowane, że lekkozbrojni są pomijani, a organizator chce tylko panów rycerzy.

Przejęty smutnym tonem forumowicza, ujęty jego krzywdą zabrałem się za pomoc. Czas znaleźć grunwaldzkiego kmiotka!
Oczywiście zaczynamy od Jana Długosza, bo był mądry, wielki i pewnie kmiotków wymienia. Wertujemy strony i tu Gończa, tu Nadworna, tu goście z Francji a tam z Anglii, tu Wielki Mistrz, a tam Wielka Chorągiew, tu źli Piastowie śląscy, a tam dobrzy kniazie ruscy. A kmiotków nie ma.

No to dalej bierzemy się za opracowania naukowe. Od Michałka po Nadolskiego. Szukam tych bojowych wideł, cepów, sierpów, kos na sztorc...i nic.
Tak to cholera jest. Zaproś tu na bitwę kmiotów to Ci się po trawie pochowają i jeszcze posprzątają po sobie.

A teraz na poważnie. Ludzie kochani. Jaka piechota? Jakie halabardy? Jacy łucznicy? Już spieszenie panów w zbrojach jest umownym uproszczeniem a zarazem ukłonem w stronę ekonomii. Ale lekkozbrojni i kmiotki ze wsi pod Sieradzem? Jeszcze trochę a następna będzie inscenizacja Bitwy o Anglię z użyciem sztyletów Luftwaffe zamiast Messerschmittów.

piątek, 9 listopada 2012

Stonehenge a sprawa polska

Na początek mały obrazek

Znany i lubiany krąg kamienny ze Stonehenge. Jak widać na załączonym obrazku, wokół obiektu poprowadzono drogę i postawiono parking dla turystów. W efekcie mamy taki oto widoczek na unikatowe kamyczki:

Piękne dziewicze kamyczki, piękny widok, piękny brak cywilizacji postneolitycznej... cud, miód i orzeszki.
A wiecie jakby to wyglądało w Polsce?
Obok postawili by kasę biletową, trzy budki z lodami, cztey z hod-dogami, pięć z balonikami i chińskimi zabawkami.. do tego baner reklamowy lokalnego producenta nagrobków, kilka przepełnionych koszy na śmieci i wielki napis RTS/ŁKS/WKS pany na samych kamieniach!
Nie wierzycie? Zapraszam choćby pod zamek w Olsztynie pod Częstochową, pod zamek w Niedzicy, na zamek Grodziec, Wawel, Malbork... no w sumie zapraszam gdziekolwiek!

środa, 7 listopada 2012

Telewizyjny onanizm

Kilka dni temu jedna z polskich telewizji wyemitowała program dokumentalny o Inscenizacji Bitwy pod Grunwaldem. Chwała im za to. Program podobno był profesjonalny, podobno ciekawy, podobno nie był tendencyjny. Podobno, bo nie mam telewizora i nie widziałem.

Ale nie to jest ważne. Dla mnie zdecydowanie ważniejsza jest otoczka i zawierucha jaka powstała wokół filmidła. Nagle freha.pl komentuje, ludzie na fejsie komentują... Zachwyt i optymizm jak nie w tym kraju.
Wszystko fajnie, ale ludzie chwila refleksji.

Na fresze jest nas około 11000. W rzeczywistości zapewne kilku lub kilkunastokrotnie więcej. Cała ta zabawa, ze wszystkimi odcieniami szarości od festiwalu kiełbasy po ekstremalne wyprawy rekonstrukcyjne, trwa już kilkanaście może dwadzieścia kilka lat. Sam bawię się w to dobre 11 lat.

I do ciężkiej cholery jeden dobry film, który ma podsumować taki dorobek? Jeden? Jak widzę kolejną relację z Grunwaldu/Ogrodzieńca/ Fibździna w Teleexpresie, a chwilę później morsów witających Nowy Rok w przeręblu to mnie k*** strzela. Jak widzę ankietę, na bazie której ma powstać licencjat/ magisterka/ artykuł gdzie padają pytania o subkultury, wpływy masonerii, kodeks rycerski, kodeks braterski, kodeks zakonny, kodeks księżniczek i inne bzdety to mnie trzęsie. Trzęsie mną również gdy słyszę pytania o rozpalanie uczuć patriotycznych i czczenie pamięci bohaterów Wojny Saletrzanej.

I nie wiem czy w tym wszystkim to jest nasza, znaczy się przebierańców, wina czy durnych pytających?
Nie wiem czy przez lata wypychało się do odpowiedzi najgłupszego by zniszczył nam cały PR, czy wysyłało się najgłupszego by z dziwakami robił wywiad?
Nie wiem, naprawdę nie wiem...

wtorek, 9 października 2012

Obstrukcja historyczna

Jak pod względem poglądów nie lubię niejakiego Wojciecha Cejrowskiego, to bardzo podobał mi się program pt. Co mnie wkurza?
Biorąc z niego dobre wzorce mam zamiar dzisiejszy wpis poświęcić mocno irytującemu mnie zjawisku.
Czemu do ciężkiej cholery wszelkie Sromowce Niżne muszą mieć "festyny historyczne", "bractwo rycerskie" i "turniej"?

Oglądam sobie ogłoszenie na freha.pl i widzę Dni REKONSTRUKCJI. Wchodzę na stronę promującą to wydarzenie i widzę to:



Innym razem widzę relację z turnieju RYCERSKIEGO w Maszewie (wygwizdowiu z 3000 tysiącami ludzi). I tam kwiatki jak to:

za: galeria.maszewo.pl

Albo coś co się nazywa Kampusem HISTORYCZNYM Włodzienina...

Po co to komu? Czy nie wstyd niektórym nazywać sznurka od snopowiązałki przy wcale fajnym hełmie rekonstrukcją? Nie można zadbać, uszyć, zrobić jak trzeba? Nie wymagam by każdy miał ręcznie tkane gacie. Wystarczy nie kombinować jak koń pod górkę, wziąć pierwszego z brzegu Osprey'a i zamówić na wzór kolorowego obrazka z wnętrza.

Albo ostatni seledynowy rycerz, który został moim ulubieńcem. Możemy mu zrobić rozbiór jak w 1795 roku.
-hełm: z X-XII wieku. Akceptowalny, ale po kiego dodano osobno donitowany nosal w formie krzyża to pominę. Ma za to czepiec kolczy.
-korpus: coś... jakiś brązowy chałat o bliżej nieokreślonej formie, a na to okołorycerska tunika z około XIII wieku w najbrzydszym kolorze jaki widziałem. Podszyta czernią, a kliny w kroku zjadły mole. 
-pasek: nie wiem czym jest, ale przy nim wisi źle uszyta torebka z XIV lub XV wieku. Czemu źle uszyta? Bo pasek nie tak zrobiony, bo mogę postawić butelkę dobrej whisky, że otwór też źle ma zrobiony. Jakby nie można szyjąc doszyć paska jak należy, i wyciąć otworek w dobrym miejscu.
-buty: wysokie, zapinane na haftki, takie mocno wikińskie bym powiedział, więc przeskakujemy z XV na IX-X wiek.
-tarcza: w kształcie XIIIwieczna, brzydka, kolorystycznie niestrawna i obita skórą...
-rękawice: spawalnicze w kolorze krwistej czerwieni
-szabla: na tym znam się trochę słabiej, ale nie kojarzę tak mocno wygiętej średniowiecznej szabli... czyżby XVI-XVII wiek?

I czemu na imprezie edukacyjnej pokazuje się takich ludzi? Czy przypadkiem nie jesteśmy winni odbiorcy, nieważne jak głupiemu, odrobinę rzetelności? A noś sobie pod spodem termoaktywną koszulkę, byleby dzieciak w Maszewie czy Włodzieniu nie miał potem obrazu rycerza noszącego tarczę ze znaku drogowego.

Myślałem, że pewne rzeczy już minęły, ale cholera są jak łupież... nawracają.


ps
mam nadzieję, że oburzeni autorzy nie usuną zdjęć... ale spokojnie, jak co mam je zapisane :)

czwartek, 4 października 2012

Etos, Patos i Domestos®

I zasada zachowania energii w rekonstrukcji:
Im gorsze szmaty i prześcieradła spowijają twe członki, tym większy etos rycerski w duszy!

Dowód twierdzenia

niedziela, 16 września 2012

O dostępie do źródeł

Natchniony bezecnymi głupotami pewnego studenta dziennikarstwa pewnej szanowanej uczelni oraz wypocinami dziennikarza pewnej nieszanowanej gazety wybiórczej postanowiłem poruszyć problem dostępu do materiałów.
Domyślną wręcz opcją użytkowników forum freha.pl i członków bractw rymcerskich jest twierdzenie: nie ma źródeł. Drugą domyślnie zaznaczoną opcją w ustawieniach tychże jest twierdzenie, że jeśli źródła są, to daleko, dla wybranych i oni na pewno ich nie zobaczą. Trzecim elementem jest twierdzenie, że lokalna biblioteka nie ma nic ciekawego.
A więc wchodzimy w ustawienia i zaczynamy w nich grzebać. Miało nie być tutoriali, ale dziś jeden popełnię: jak zdobyć potrzebne informacje.
Zacząć należy od sprawy podstawowej i niestety w środowisku młodych, ambitnych, zapuszczonych estetycznie i grających w skyryma członków bractw sprawy wyjątkowo trudnej. Należy umieć czytać, a co więcej czytać ze zrozumieniem! Książki nie gryzą. Są miłe, mają delikatne kartki, puszyste grzbiety i słodko łypiące literki. Nie trzeba się ich bać. Odpowiednio traktowana książka pozwoli naprawdę na wiele.
Gdy już poznało się tajemnicę liter należy zdobyć artykuły. Magicznymi miejscami z książkami są księgarnie i biblioteki. Chcesz się bawić w tą zwyrodniałą zabawę, więc licz się z kosztami. Zakup kilkunastu pozycji nie powinien być problemem. A jeśli nie masz chwilowo środków wymiany,zwanych pienięsmi skorzystaj z biblioteki. I tu poruszamy kwestię ich zaopatrzenia. Zastanawiam się, gdzie chadzają te tabuny bractwowych malkontentów skoro twierdzą, że nie ma książek. Domyślam się, że do bibliotek osiedlowych. A czy któryś wpadł na to, że praktycznie każde muzeum regionalne ma swoją bibliotekę? Że praktycznie każde miejskie, regionalne muzeum ma dział historii a najczęściej i archeologii/archeologa? Dla przykładu w moich rodzinnych stronach jest kilkanaście muzeów regionalnych i miejskich. Spośród nich muzea w Będzinie, Bielsku, Bytomiu, Cieszynie, Częstochowie, Dąbrowie G., Gliwicach, Katowicach, Sosnowcu i w Wodzisławiu mają działy archeologiczne. Pozostałe, czyli  w Rudzie Śl, Rybniku, Świętochłowicach, Tarnowskich Górach, Tychach i w Zabrzu mają tylko działy historii. Wszystkie mają również biblioteki. Biblioteki te, o zgrozo, są normalnie dostępne. Idzie człowieczek i mówi czego mu trzeba. Najlepiej by znał tytuły, ale bibliotekarz też człowiek* i  może pomóc.
Skąd wziąć takie tytuły? A w prosty sposób. Szukając w literaturze. Przyjęło się w nauce, że robi się przypisy do pozycji, z których autor czerpał wiedzę. Więc biorąc do łapek pozycję np. Historia Wiercigrochów szukasz tam dalszej literatury. Proste?

Kolejną sprawą jest dogmat o zamknięciu środowiska i wiedzy dla wybranych i namaszczonych. Otóż po pierwsze powszechny dostęp do magazynów pełnych tysięcy skorup wielkości paznokcia jest umiarkowanie potrzebny i pożyteczny. Jedyne, co można na tym zyskać, to bałagan w magazynie i pokradzione skorupki. Zajmującym się zabawą w damy i rycerzy wystarczy to, co się publikuje. Ale jeśli przeskoczy jakiś pułap i zachce się komuś mieć coś oryginalnego, to wystarczy iść kulturalnie do muzeum i poprosić. Tylko nie w glanach z mieczem na plecach. Odrobina profesjonalizmu.

Podsumowując, chcesz się bawić w rekonstrukcję rusz pośladki, przeczytaj książkę i zrób to porządnie, a nie biadol nad uchem, że nie ma, nie da się, że drogo, że prześcieradło też dobre, a nauczyciel historii mówił o 60kilowych mieczach.

*pozdrowienia dla pani Sowy.

czwartek, 6 września 2012

Sezon 2012

Pierwszy post merytoryczny. Pewnie będzie przydługi i nudny, ale może coś z niego wyniknie.
Sezon 2012 był dla mnie sezonem przełomowym. Powodów było kilka. Najważniejszym chyba fakt, że od zimy tego roku nie jeżdżę tylko z Konradem Ch. ale również z moją żoną. Logistyka dwuosobowa jest jednak bardziej skomplikowana niż samojeden, ale chociaż mam kogoś do pomocy w noszeniu bagaży :)

Imprez w pełnym tego słowa znaczeniu odwiedziliśmy cztery. Do tego dochodzi czerwcowa wyprawa (listopadową pominę, a następną opiszę jak już nastąpi). Postaram się je pokrótce podsumować.

Grodziec, luty 2012
Tu zapewne będę nieobiektywny, gdyż imprezę tę organizuje moja RPK. Jest to kameralny zlot na zamku Grodziec na Dolnym Śląsku. Zamek jest jednym z najbardziej klimatycznych obiektów w kraju, do tego położonym w "niesamowitych okolicznościach przyrody". By było jeszcze lepiej już trzeci rok z rzędu dopisała pogoda, a więc było śnieżnie i zimno, że śpiki zamarzały.
Poziom imprezy był niezmiennie wysoki. Jedynym zgrzytem są współczesne elementy wyposażenia zamku, których nijak nie można usunąć. 
Sama zabawa warta polecenia. Odpowiednia mieszanka odmrażania marchewki, manewrów, musztry i gier wojennych przyprawiona nocnym obżarstwem i doborowym międzynarodowym towarzystwem. 



Bitwa Narodów, maj 2012
Impreza w 100% komercyjna i sportowa... niby nie moja piaskownica ale bawiłem się jak rzadko. Po pierwsze zjechało się sporo starych znajomych. Po drugie, jak nie przepadam za sportem, to emocje wzięły górę. Kawał rewelacyjnego widowiska. Pełen szacunek dla przygotowania chłopaków. 
I tu należą się, pierwszy raz w moim wydaniu, miłe słowa dla obywateli USA. Jak liczyłem, że z ich zbroi zrobią puszki na mielonkę, to naprawdę podziwiam ich hart ducha, umiejętność zabawy z halabardą w plecach i wieczny optymizm. 
BN to miła odskocznia, spokojny, relaksujący weekend. Warto było.



Wyprawa, czerwiec 2012
To muszę się pochwalić. Takiego kawalerskiego to chyba w filmach trzeba szukać. Prawie tydzień zabawy, w tym dwudniowa, wyczerpująca wyprawa po Jurze: od Olsztyna po Morsko. Razem około 70km, z czego większość drugiego dnia. Skończyło się największymi pęcherzami jakie widziałem, ale zabawa była super.
A więc pokłony i podziękowania dla Bartka i Konrada:)



Świecino, sierpień 2012
Zgrzyt sezonu. Niegdyś inscenizacja była naprawdę fajną imprezą. Siedziało się prawie tydzień, coś tam budowało, coś tam opieprzało, coś zjadło, coś wypiło. Wszystko w przyjemnej atmosferze, z ludźmi o różnym poziomie ale jednak nie przekraczających jakiś granic "mrokoka". W tym roku bańka pękła. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem na żywo buty z owijką! Widziałem kozaków, widziałem wręcz odblaskowo zielony len. Widziałem dzieci z podstawówki z mieczami na inscenizacji. Miałem okazję przekonać się na własnym karku dlaczego bicie w potylicę jest zakazane nawet na buhurcie. Dowiedziałem się, że kolczugi ocynkowane są ok gdy są pożyczone. A, i że trzeba dziękować uczestnikom, gdy do bitwy wyjdą w zegarku a nie w kapeluszu kowbojskim, w którym na co dzień chodzą*. A wszystko to pomimo hucznych zapowiedzi i deklaracji rozwoju i zaciskania pośladków.
Ot wspaniały festiwal waty cukrowej, ryceriady i baloników.




Pogranicze 1474
Nowa impreza w kalendarzu. Koledzy z Lublina zorganizowali na ogromnym obszarze pod samą granicą Ukrainy (blisko Kalwarii Pacławskiej) świetną imprezę terenową. Scenariusz prosty: obóz kontra lotna ekipa. Całodobowe podchody, ataki, zasadzki i ucieczki. Niesamowity klimat miejsca, podarte o krzaki ubrania, przemoczone w strumieniach buty, siniaki od kamieni i wrogich włóczni.
Mam ogromną nadzieję, że za rok Chorągiew Ziemi Lubelskiej również zorganizuje Pogranicze. Mam też nadzieję, że żaden "poważny i dorosły" człowiek nie wpadnie na pomysł by zrobić pułapki ze staczających się ze wzgórza pni bukowych i schowa koszule fantasy do namiotu.



Jaki był ten sezon? W ogólnym rozrachunku ciekawy i pouczający. Można było odpocząć, można było się oczyścić i powiedzieć głośno, że to szambo nie perfumeria. Żałuję wyjazdu na Świecino, żałuję, że nie pojechaliśmy tydzień później na Malešov. No nic, sezon 2012 nas wiele nauczył :)