niedziela, 16 września 2012

O dostępie do źródeł

Natchniony bezecnymi głupotami pewnego studenta dziennikarstwa pewnej szanowanej uczelni oraz wypocinami dziennikarza pewnej nieszanowanej gazety wybiórczej postanowiłem poruszyć problem dostępu do materiałów.
Domyślną wręcz opcją użytkowników forum freha.pl i członków bractw rymcerskich jest twierdzenie: nie ma źródeł. Drugą domyślnie zaznaczoną opcją w ustawieniach tychże jest twierdzenie, że jeśli źródła są, to daleko, dla wybranych i oni na pewno ich nie zobaczą. Trzecim elementem jest twierdzenie, że lokalna biblioteka nie ma nic ciekawego.
A więc wchodzimy w ustawienia i zaczynamy w nich grzebać. Miało nie być tutoriali, ale dziś jeden popełnię: jak zdobyć potrzebne informacje.
Zacząć należy od sprawy podstawowej i niestety w środowisku młodych, ambitnych, zapuszczonych estetycznie i grających w skyryma członków bractw sprawy wyjątkowo trudnej. Należy umieć czytać, a co więcej czytać ze zrozumieniem! Książki nie gryzą. Są miłe, mają delikatne kartki, puszyste grzbiety i słodko łypiące literki. Nie trzeba się ich bać. Odpowiednio traktowana książka pozwoli naprawdę na wiele.
Gdy już poznało się tajemnicę liter należy zdobyć artykuły. Magicznymi miejscami z książkami są księgarnie i biblioteki. Chcesz się bawić w tą zwyrodniałą zabawę, więc licz się z kosztami. Zakup kilkunastu pozycji nie powinien być problemem. A jeśli nie masz chwilowo środków wymiany,zwanych pienięsmi skorzystaj z biblioteki. I tu poruszamy kwestię ich zaopatrzenia. Zastanawiam się, gdzie chadzają te tabuny bractwowych malkontentów skoro twierdzą, że nie ma książek. Domyślam się, że do bibliotek osiedlowych. A czy któryś wpadł na to, że praktycznie każde muzeum regionalne ma swoją bibliotekę? Że praktycznie każde miejskie, regionalne muzeum ma dział historii a najczęściej i archeologii/archeologa? Dla przykładu w moich rodzinnych stronach jest kilkanaście muzeów regionalnych i miejskich. Spośród nich muzea w Będzinie, Bielsku, Bytomiu, Cieszynie, Częstochowie, Dąbrowie G., Gliwicach, Katowicach, Sosnowcu i w Wodzisławiu mają działy archeologiczne. Pozostałe, czyli  w Rudzie Śl, Rybniku, Świętochłowicach, Tarnowskich Górach, Tychach i w Zabrzu mają tylko działy historii. Wszystkie mają również biblioteki. Biblioteki te, o zgrozo, są normalnie dostępne. Idzie człowieczek i mówi czego mu trzeba. Najlepiej by znał tytuły, ale bibliotekarz też człowiek* i  może pomóc.
Skąd wziąć takie tytuły? A w prosty sposób. Szukając w literaturze. Przyjęło się w nauce, że robi się przypisy do pozycji, z których autor czerpał wiedzę. Więc biorąc do łapek pozycję np. Historia Wiercigrochów szukasz tam dalszej literatury. Proste?

Kolejną sprawą jest dogmat o zamknięciu środowiska i wiedzy dla wybranych i namaszczonych. Otóż po pierwsze powszechny dostęp do magazynów pełnych tysięcy skorup wielkości paznokcia jest umiarkowanie potrzebny i pożyteczny. Jedyne, co można na tym zyskać, to bałagan w magazynie i pokradzione skorupki. Zajmującym się zabawą w damy i rycerzy wystarczy to, co się publikuje. Ale jeśli przeskoczy jakiś pułap i zachce się komuś mieć coś oryginalnego, to wystarczy iść kulturalnie do muzeum i poprosić. Tylko nie w glanach z mieczem na plecach. Odrobina profesjonalizmu.

Podsumowując, chcesz się bawić w rekonstrukcję rusz pośladki, przeczytaj książkę i zrób to porządnie, a nie biadol nad uchem, że nie ma, nie da się, że drogo, że prześcieradło też dobre, a nauczyciel historii mówił o 60kilowych mieczach.

*pozdrowienia dla pani Sowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz