piątek, 14 czerwca 2013

Shield with animals/ tarcze w zwierzątka?

Hello, I need your help. I'm looking for a 15th century pavise (with a ridge or without it, doesn't matter) with animals painted on it - especially birds. I know only Hungarian one from Met Museum NY.
Thanks in advance!

Witam serdecznie
Potrzebuję Waszej pomocy w małym riserczu. Szukam XV wiecznych pawęży (takiej z granią, albo bez) z przedstawieniami zwierząt, najchętniej ptaków. Znam tylko węgierską tarczę z Met Museum NY. Pozdrawiam

czwartek, 13 czerwca 2013

Town guard

It was one place where Watchmen didn't have to see things or be disturbed. No one could sink alcohol in silence like a Watchman who'd just come off duty after eight hours on the street. It was as much protection as his helmet and breastplate. The world didn't hurt so much.

Terry Pratchett, Feet of Clay

środa, 12 czerwca 2013

Karty na sprzedaż / playing cards for sale

Hej wszystkim w ciemnomrocznołotewskobeznadziejnym lajołcie :)
Jakiś czas temu chwaliłem się, że Marta zrobiła dla nas talię kart ze Szwajcarii. Dziś kolejna. Ta jest na sprzedaż. Ogólnie chętnie przyjmiemy zlecenia na wykonanie kart średniowiecznych lub nowożytnych.
Wzory do dogadania
Na dole trochę obrazków :)
Zainteresowanych zapraszam na pw.


Some time ago I boasted that Marta made a copy of Swiss card deck for us. Today I want to show the next one - for sale. Now we would gladly receive requests for making medieval and modern playing cards, with patterns which would be dependent on your concept.
And I give you some pictures below.
Everybody, who is interested in it, please, send me private message.






sobota, 8 czerwca 2013

Naddługi pas naddługi

Dreptając sobie ostatnio w moim pomarańczowym wdzianku po jakiś krymskich skałach, zaczął irytować mnie mój własny pasek. Ot, zwykły kawał skóry, na jednym końcu ze sprzączką, na drugim z brązową blaszką. Tylko, że przy każdym kroku to paskudztwo obijało mi się o udo. Co więcej, przy wchodzeniu pod górę czasem uderzało też o kolano.
Zirytowany tym zjawiskiem zadałem sobie proste pytanie. Po cholerę mi tak długi pas? I w ogóle skąd pomysł, że pas naddługi ma się pałętać w okolicach kolana.
Owszem znam XIII i XIV wieczne paski sięgające w cholerę "za daleko". Pisał coś o tym i prof. K.Wachowski i dr J.Sikora. Ale my tu o końcu XV wieku jednak powinniśmy mówić :P
No to szybki "risercz".
Na pierwszy ogień leci mój ulubieniec, czyli Mistrz Księgi Domowej. W samym Hausbuch możemy znaleźć takie paseczki:





Paski są, ale zwisów nie ma :) Ale to nie wszystko, wśród różnych scenek odnaleźć możemy jeszcze to:
Nie wiem jak Wam, ale mnie wydaje się on cokolwiek krótki :)

No dobra. Kolejne fajne, znane i lubiane obrazki to kronika Berna autorstwa Diebolda Schillinga z lat 80tych XV wieku (Mss.h.h.I.1-3). Ilustracji wybrałem kilka, takich by cokolwiek było widać:


Jak wyżej. Paski widać, ale by coś panom między udami wisiało- niespecjalnie. 
Skoro w najbardziej popularnych źródłach nic nie uświadczysz, szukamy dalej. Bardzo lubię Tablicę Dziesięciorga Przykazań z Kościoła Mariackiego w Gdańsku. I fajne źródło i mam je obfotografowane (choć jakość średnia :). No i tutaj trochę lepiej. Są paski, są przydługie, są wywinięte... i mają z 30cm mniej niż u większości rekonstruktorów.


Także w gdańskim kościele NMP znajduje się Ołtarz św. Doroty. I tu również jeden ze złoczyńców ma pas, trochę naddługi, trochę zdobiony, ale wciąż nie dyndający u kolan.

Pozostając w klimatach gdańskich przytoczę jeszcze obraz Ecce Homo, gdzie w tłumie pan ma taki paseczek:


Przenosząc się tym razem do Wrocławia odnajdujemy na tutejszym ratuszu słodkiego grubaska pochłaniającego zapewne napój wyskokowy. Jego piwny brzuszek spina zaś taki pasek:

Czy mam coś jeszcze? A pewnie, że się znajdzie. Przekopując jakieś losowe obrazki ze zbiorów własnych trafiłem na takie paski:

Anonimowy obrazek z lat 80tych, z Kunstsammlung w Veste Coburgu.
lata 80te, Austria

No i najdłuższy ze znalezionych!
Austria, lata 70te.
No to klika nasuwających się wniosków... Ogólnie z tymi superdługimi pasami to jest źle. Wróć: bardzo źle. Znaczy chyba ich nie powinno być. Jednym zdaniem, kolejny rekonstrukcyjny mit. Idę więc po nóż i tniemy.

A i dla zainteresowanych polecam przeczytać:
K. Wachowski, Problematyka tzw. pasa naddługiego w pełnym średniowieczu, Archaeologia Hi- 
storica Polona 5, 1997, s. 187-191.
I artykuł Jerzego Sikory:

Do przeczytania.



piątek, 17 maja 2013

Funeralia Lednickie 2013

Zastanawiam się jak mogłem być tak głupi!
Przez tyle lat słyszałem o cyklicznej konferencji jaką są Lednickie Funeralia i nigdy tam nie pojechałem. Aż do tego roku.
16. edycja Funeraliów poświęcona była rozpoznawaniu statusu społecznego trupka z grobu. Od króla i biskupa po chłopa i biedka. Intelektualna uczta poprzetykana ucztą pączkową i wiejskokuchenną.
Były to dwa naprawdę przyjemne dni, w pięknych okolicznościach przyrody i z miłym towarzystwem.
No cóż. Trzeba będzie za rok znowu się wybrać.

A i link do ichniej strony:
http://www.lednicamuzeum.pl/kalendarz,funeralia-lednickie-1.html

niedziela, 12 maja 2013

L`Ultima Frontiera. Taurica 1461-1490

Czas pomiędzy ostatnim postem, a w sumie dniem wczorajszym spędziłem w drodze i na najlepszej imprezie jaką pamiętam. Pojęcie rekonstrukcji zostało odwrócone dla mnie o 180 stopni (a pewnie dla części w tym kraju i o 360). Piękno, klimat, świeżość. Proszę Państwa oto L`Ultima Frontiera!

Impreza miała miejsce na Krymie niedaleko Eski-Kermen, w przepięknej dolinie pomiędzy pionowymi skałami wapiennymi, w których to kryły się jaskinie oraz wykute schodki i domki. Miejsce na imprezę wybrane zostało doskonale. Z jednej strony rozwidlona dolina ograniczała do minimum (może raz na kilka dni) zabłąkanych turystów. Z drugiej drzewa oraz skały rzucały bezcenny cień w trakcie (zawsze) słonecznych dni. Miejsca było dość, by pomieścić obóz na ponad 170 osób. Co więcej, pomiędzy skalistymi granicami doliny znajdowały się płaskie przestrzenie idealne do manewrów i starć halabardników, pikinierów, strzelców.





Żeby zachwytów było więcej, warto wspomnieć, że jakieś 15 minut piechotą od obozu znajduje się krasowe jezioro z cudowną wodą... a chyba nie muszę mówić, jaką przyjemnością jest wskoczyć do chłodnej wody w upalny dzień :)

Była to impreza tygodniowa. I przez cały ten okres nie znalazł się nawet jeden moment bym się nudził. Standardowym zajęciem dla dziewczyn były oczywiście wszelkie prace kuchenne (przypominam, trzeba było wyżywić 170 osób, a kuchnia była wspólna), a dla facetów sprawy obozowe i wojskowe. Stąd codziennie rozlegały się komendy w trakcie treningów strzelców, przemarszów kolumn halabardników i włoskich pikinierów oraz szczęk długich mieczy w szkółce miecza. Oczywiście były również manewry i potyczki.



Walce chciałbym poświęcić cały akapit. Jechałem z delikatnym pietrem. Raz, że koleżeństwo ze wschodu ma swoją renomę i otoczkę. Dwa, w domu został arming dublet i ręce płytowe. Trzy, w starciach broni drzewcowej miało brać udział sto kilkadziesiąt osób. Na miejscu moje obawy zostały w pełni zmiażdżone przez profesjonalizm koleżeństwa. Oni wiedzą, co robić z bronią. Po każdym starciu pojawiały się kolejne siniaki, ale w żadnym z nich nie doszło do sytuacji niebezpiecznej. Walka była ostra, nikt nie markuje uderzeń, ale uderza celnie w określone pole! Jedynie w pełni zakuci w zbroje walczący zbierali cięższe cięgi.
Dlatego z tego miejsca chylę czoła przed profesjonalizmem i przygotowaniem tych ludzi.







Dobra, ale nie samą walką się tam zajmowaliśmy. Najlepszym pomysłem, jaki zrealizowano w trakcie imprezy, była seria warsztatów. Na imprezę zjechało się wielu rzemieślników, albo po prostu ludzi o konkretnych profesjach. I każdego dnia kilka z tych osób prowadziło warsztaty. Od kuchennych, przez dyskusje o średniowiecznej uczuciowości, po odlewnictwo cyny i malarstwo w Dürerowskim stylu. Z naszej strony Marta robiła warsztaty z średniowiecznego piękna i kosmetyków naturalnych, Konrad z kaligrafii, a ja z klejenia tarcz.




Niezwykłym przeżyciem była również mediewalna wycieczka do samego Eski-Kermen, wczesnośredniowiecznego miasta-twierdzy wykutego w litej skale. Nie dość, że zapierające dech w piersiach miejsce, to jeszcze w klimacie schyłku XV wieku, jeśli chodzi o ubrania "turystów". No i cała wycieczka w obstawie zbrojnych, chroniących kondukt przed ewentualnym zagrożeniem.



By mieć dość siły na to wszystko organizatorzy przygotowali górę przepysznego jedzenia, lokalnego słodkiego wina i lekkiego piwa.... A wieczorami przy jedzonku przygrywały dwie kapele muzyków.

Gdyby tylko droga w jedną stronę nie zajmowała 10 godzin w PKSie, 2 godzin w marszrutkach i 26 w pociągu...

Część zdjęć pochodzi z oficjalnego profilu imprezy L`Ultima Frontiera z portalu vk.com