niedziela, 12 maja 2013

L`Ultima Frontiera. Taurica 1461-1490

Czas pomiędzy ostatnim postem, a w sumie dniem wczorajszym spędziłem w drodze i na najlepszej imprezie jaką pamiętam. Pojęcie rekonstrukcji zostało odwrócone dla mnie o 180 stopni (a pewnie dla części w tym kraju i o 360). Piękno, klimat, świeżość. Proszę Państwa oto L`Ultima Frontiera!

Impreza miała miejsce na Krymie niedaleko Eski-Kermen, w przepięknej dolinie pomiędzy pionowymi skałami wapiennymi, w których to kryły się jaskinie oraz wykute schodki i domki. Miejsce na imprezę wybrane zostało doskonale. Z jednej strony rozwidlona dolina ograniczała do minimum (może raz na kilka dni) zabłąkanych turystów. Z drugiej drzewa oraz skały rzucały bezcenny cień w trakcie (zawsze) słonecznych dni. Miejsca było dość, by pomieścić obóz na ponad 170 osób. Co więcej, pomiędzy skalistymi granicami doliny znajdowały się płaskie przestrzenie idealne do manewrów i starć halabardników, pikinierów, strzelców.





Żeby zachwytów było więcej, warto wspomnieć, że jakieś 15 minut piechotą od obozu znajduje się krasowe jezioro z cudowną wodą... a chyba nie muszę mówić, jaką przyjemnością jest wskoczyć do chłodnej wody w upalny dzień :)

Była to impreza tygodniowa. I przez cały ten okres nie znalazł się nawet jeden moment bym się nudził. Standardowym zajęciem dla dziewczyn były oczywiście wszelkie prace kuchenne (przypominam, trzeba było wyżywić 170 osób, a kuchnia była wspólna), a dla facetów sprawy obozowe i wojskowe. Stąd codziennie rozlegały się komendy w trakcie treningów strzelców, przemarszów kolumn halabardników i włoskich pikinierów oraz szczęk długich mieczy w szkółce miecza. Oczywiście były również manewry i potyczki.



Walce chciałbym poświęcić cały akapit. Jechałem z delikatnym pietrem. Raz, że koleżeństwo ze wschodu ma swoją renomę i otoczkę. Dwa, w domu został arming dublet i ręce płytowe. Trzy, w starciach broni drzewcowej miało brać udział sto kilkadziesiąt osób. Na miejscu moje obawy zostały w pełni zmiażdżone przez profesjonalizm koleżeństwa. Oni wiedzą, co robić z bronią. Po każdym starciu pojawiały się kolejne siniaki, ale w żadnym z nich nie doszło do sytuacji niebezpiecznej. Walka była ostra, nikt nie markuje uderzeń, ale uderza celnie w określone pole! Jedynie w pełni zakuci w zbroje walczący zbierali cięższe cięgi.
Dlatego z tego miejsca chylę czoła przed profesjonalizmem i przygotowaniem tych ludzi.







Dobra, ale nie samą walką się tam zajmowaliśmy. Najlepszym pomysłem, jaki zrealizowano w trakcie imprezy, była seria warsztatów. Na imprezę zjechało się wielu rzemieślników, albo po prostu ludzi o konkretnych profesjach. I każdego dnia kilka z tych osób prowadziło warsztaty. Od kuchennych, przez dyskusje o średniowiecznej uczuciowości, po odlewnictwo cyny i malarstwo w Dürerowskim stylu. Z naszej strony Marta robiła warsztaty z średniowiecznego piękna i kosmetyków naturalnych, Konrad z kaligrafii, a ja z klejenia tarcz.




Niezwykłym przeżyciem była również mediewalna wycieczka do samego Eski-Kermen, wczesnośredniowiecznego miasta-twierdzy wykutego w litej skale. Nie dość, że zapierające dech w piersiach miejsce, to jeszcze w klimacie schyłku XV wieku, jeśli chodzi o ubrania "turystów". No i cała wycieczka w obstawie zbrojnych, chroniących kondukt przed ewentualnym zagrożeniem.



By mieć dość siły na to wszystko organizatorzy przygotowali górę przepysznego jedzenia, lokalnego słodkiego wina i lekkiego piwa.... A wieczorami przy jedzonku przygrywały dwie kapele muzyków.

Gdyby tylko droga w jedną stronę nie zajmowała 10 godzin w PKSie, 2 godzin w marszrutkach i 26 w pociągu...

Część zdjęć pochodzi z oficjalnego profilu imprezy L`Ultima Frontiera z portalu vk.com

1 komentarz:

  1. Thank you for being able to come!
    Great report! thank you again and again:)

    Nikita

    OdpowiedzUsuń