poniedziałek, 15 lipca 2013

Diebgasse at work: szpiegostwo

Witajcie
Ostatnio jedno zdjęcie z mojej pracy zdobyło jakieś tam zainteresowanie. Stąd uznaliśmy z Martą, że może warto pokazać naszą ludzką twarz, nasze metody pracy i podrzucić kilka sweetfoci z naszej roboty. A przy okazji może przybliżyć czytelnikowi skąd bierzemy źródła, jak można zdobyć pewną wiedzę... Może dzięki temu choć jedna osoba skończy marudzić: nie ma, niedostępne, nie było :)

Na pierwszy ogień pójdzie szpiegostwo historyczne, czyli Borgi w muzeach, kościołach i tam gdzie ich być nie powinno.


Podstawowym źródłem informacji dla nas są książki, czasopisma naukowe i może również internety. Jednak nie zawsze (wróć zazwyczaj) zdjęcia w książkach są mało szczegółowe. Do tego autor mógł skupić się na innym niż my szczególe itd... Stąd staramy się obejrzeć możliwie wiele na żywo. Jest to dla nas tak samo ważne w przypadku zabytków materialnych jak i ikonografii.

Jeśli gdzieś jedziemy staramy się mieć listę obiektów do obejrzenia. W dobie internetu i z kilkoma regałami fachowej literatury nie jest to trudne. Na miejscu zaś nie rozstajemy się z aparatem.

Zdjęć powstaje zwykle kilkaset (kilka GB). Każdy obraz czy zabytek zostaje obcykany z każdej możliwej strony. Zwracamy szczególną uwagę na elementy hmm marginalne. Przykładowo patrząc na jakiś niderlandzki landszaft z XVII wieku oczywiście podziwiamy kunszt i artyzm, ale również szukamy na dalszych planach jakiś smaczków, choćby kolesia z kosą... a nuż będę potrzebował XVII wiecznej kosy. Podobnie z kulturą materialną. Obok całości, liczą się detale: nity, paski, rysy i niedociągnięcia.


Zauważyłem, że modnym jest mówić czym się robiło zdjęcia, na jakich przesłonach i z jakimi filtrami... No dobra. Kiedyś używaliśmy Olimpusa E510, całkiem zgrabnej lustrzanki. Z czasem jednak zaczęła mi przeszkadzać. Po pierwsze miała słaby obiektyw, bardzo ciemny obiektyw. Po drugie lustrzanki są duże i mało wygodne w noszeniu. Po trzecie słabo radziła sobie z brązami (ale o tym kiedy indziej).
Stąd od pewnego czasu używamy malutkiego Samsunga EX2F. Zaletami jest rozmiar, bardzo jasny obiektyw (f 1.4) i obrotowy wyświetlacz.

Oprócz aparatu staramy się nosić w kieszeni z sobą jakąś miarkę, która pozwala choć w przybliżeniu umieścić na zdjęciu skalę. Często używam też statywów: typowego dużego trójnoga i malutkiego z dodatkowym imadełkiem.



Reszta to tak naprawdę kwestia otwartych oczu, spostrzegawczości i łutu szczęścia. Choć w sumie nie kryję, że czasem przydaje się to gdzie pracuję... ot czasem przepuszczą za barierki :)



Przy jakiejś następnej okazji opiszę naszą pracę od strony czystej archeologii. Będzie o kopaniu, dokumentacji i wchodzeniu do mitycznych magazynów.

2 komentarze:

  1. Widzę, że biegacie po Gdańsku, bo rozpoznaje wnętrze kościoła i muzeów. Zajrzyjcie do mnie na herbatę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, jak bym widział siebie czasami. I to tylko w polskich muzeach, bo za granicą (tj. na zachodzie) jest tak pięknie, że jak coś Ci się spodoba to po mejlowej prośbie dostajesz dokumentację ;).

    OdpowiedzUsuń