środa, 21 maja 2014

Jak nie kanapa to cebula.

Mam dobry dzień, grzeję gicze w słonku padającym przez otwarte okno, spotkanie z szefem przebiegło w miłej atmosferze, kolano przestaje mnie boleć... czas na dziegieć i jad.

W rekonstrukcji, jak w chyba każdej dziedzinie życia pojawiają się pewne mody. Niektóre  (jak moda na zdrowe żarcie) należy pochwalić, niektóre (jak brodate kobiety) chyba niekoniecznie. W reko kiedyś była moda na XIII wiek, potem moda na Rzym (i ja dalej jaram się Rapaxem) itd. Niektóre z tych mód nie przeminęły i znacząco poprawiły jakość naszej zabawy. Tak było z lnianymi namiotami, ręcznie szytymi przeszywanicami, nitowanymi kolczugami, poprawnie uszytymi torebkami (chwała 10 stronom Goubitza, które ktoś wyhaczył w necie).
Może od zeszłego sezonu modne są kanapowe jedwabie o czym już pisałem. Nie mija też moda na wszelkie pikowane jaki (pourpoint), najczęściej luźne i ze źle uszytymi rękawami.
W tym sezonie zauważyłem wysyp czepków wzorowanych na zabytku przypisywanemu św. Brygidzie i giezeł na wzór zabytków z Lengberg. I to się akurat chwali.

Modna jest też ostatnio rekonstrukcja nizin społecznych, czy może bardziej romantycznej wizji nizin społecznych. Początkowo do całego tego ruchu podchodziłem optymistycznie. Bardzo mi się podoba idea mas ludzi odtwarzających rzemieślników, tragarzy, handlarzy starzyzną itd. W całym tym nurcie też widzę idealne miejsce dla siebie, gdzieś na marginesie z kuszą lub oszukanymi kośćmi. Niestety (i tu zaczynam marudzić) ta fala odbiła się od falochronu źródeł i popłynęła w stronę prozy Viktora Hugo.
Mógłbym tego nie pisać, bo i tak pewnie zostanę opacznie zrozumiany, ale nie jest moim celem pusta szydera. Piszę to, bo czas chyba trzepnąć bachora w tyłek, by później nie pytać gdzie byli rodzice.

Co mi się tak bardzo w tym nie podoba.
A zacznijmy od kolorystyki. Skąd pomysł, że nie farbowano albo, że robiono to w cebuli. Skąd moda na źle zafarbowane tkaniny. Ludziki drogie poczytajcie jak działały cechy rzemieślnicze i co groziło za takie spartaczenie roboty. Barwniki modne i importowane były oczywiście drogie i poza zasięgiem przeciętnego osobnika. Ale zarówno spisy majątków, zastawionych ubrań u żydowskich bankierów, dokumenty sądowe wyraźnie pokazują, że nosili ubrania kolorowe. Suknia, o którą pobiły się paryskie prostytutki była czerwona lub niebieska, zastawiono czarny (o zgrozo czarny!) płaszcz, a sukno zielone z Parzęczewa było droższe od żółtego z Koluszek. Również badania ikonograficzne i archeologiczno - kostiumologiczne wyraźnie pokazują, że tkaniny farbowano. Nie wszystko oczywiście czerwcem lub purpurą, ale od czegoś po polach rośnie marzanna i urzet. Wejdźcie na pierwszego z brzegu bloga dziewczyn zajmujących się tkactwem/barwieniem i zobaczcie jaką feerię barw otrzymują. A nie cebula z ziemniakiem.

Druga sprawa kogo pogziło i wymyślił, że wełna ma być jak płótno żeglarskie o widocznym splocie z guzłami i najlepiej śmieciami we włóknach. Wełna ma być sfolowana, zbita i ciepła. Suknie z chusteczkowych tkanin :/

Dalej ręcznie filcowany filc w wydaniu 90% naszych producentów. Już kilka lat temu kolega Nieczar słusznie marudził na modę na filcowe kapelusze wszędzie i zawsze. Sukno brudzi czy co? Inna sprawa, że jak do tej pory spotkałem wyroby może dwóch pań, które nadają się do użytku. Pozostałe to jakiś chamski półprodukt. Za słabo zbite, rozlatujące się, nietrzymające kształtu. Zobaczcie oryginały i poszukajcie takich z 1,5 cm grubości rondem. Miałem okazję trzymać oryginał z początku XVIII wieku wyciągnięty z mierzwy zalegającej na podłodze jakiejś stodoły czy obory. Widziałem też kilka kapeluszy XVII wiecznych i może coś średniowiecznego. Daleko im do tych puchatych cosiów. W sumie nawet etnografia pokazuje, że filc to ma być zbity. Jedną z moich czapek robiła ręcznie jakaś rosyjska babuszka... to dopiero pancerne cholerstwo.

Widoczne i chamskie szwy. Fajnie, że ludzie zaczęli odkładać szwy. Szkoda, że robią to jakby im ktoś palce połamał. W oryginałach jakoś nie widać tak nieforemnych szwów jak u większości domorosłych krawców.

Część środowiska biednego próbuje odtwarzać jakichś zbrojnych. Nie do końca rozumiem co to ma być za formacja (piechota pod Grunwaldem?) ale ok. Niech se będą dla bezpieczeństwa u nich te przeszywanice i rękawice. Ale ta liczba kolczych elementów to chyba jest z jakiegoś rycerza zdarta. Polecam sprawdzić popularność takich patentów u Golińskiego lub Szymczaka.

Coś, co mnie do szewskiej pasji doprowadza. Kikutkowłócznie. Nie wiem do czego ma służyć włócznia mająca tyle długości co jej nosiciel w spodniach. Prędzej sobie nią oko wydłubie nim zatrzyma konnego. Podstawową ideą takiego uzbrojenia w łapach chudopachołka jest utrzymanie dystansu w walce z uzbrojonym po zęby gościem, który ma Was za zbuntowany inwentarz a nie człowieka. Jak mu będziecie wywijać koło nosa taką (najczęściej jeszcze pokrzywioną) wykałaczką to wyciągnie łapsko i zaciśnie na Waszej szyi. Tyle i po zabawie. I jak już przy włóczniach to groty z kulkami wyglądają jak zarąbane z pobliskiego zakładu produkującego płoty. Może jednak patent ze skórzanymi nakładkami do walki, jaki stosują wcześni by był lepszy. Chcecie się pokazać i maszerować to bez niego, chcecie podźgać kolegę po żebrach to w prezerwatywce.

Jak zapewne większość zauważyła profil tarczy to najczęściej jakiś wycinek okręgu. Okrąg to, takie coś bez kantów. Większość deskowych tarcz wygląda zaś jak wycinek wielokąta. Podobnie źle to wygląda z oklejaniem, malowaniem i wykończeniem. Nie każdy ma talent jak Marta albo Robert Diabeł. Więc może warto podarować sobie malowanie tarcz we wzory by nie wyglądała potem jak kolorowanka przedszkolaka.

I na koniec sprawa ogólna. Sprawdźcie jakie były zarobki i ceny. Porównajcie czy wasz hipotetyczny biedak to na prawdę musiał biegać oblepiony kupą. A jeśli już musiał to niech nie łapie broni.

Zdjęć nie będzie, bo nie chcę pokazywać kogo konkretnie mam na myśli. Podkreślę to nie jest złośliwość z mojej strony tylko próba podjęcia dialogu. Bo dalej są już tylko skórzane karwasze.

20 komentarzy:

  1. O jak pięknie. Już kilka razy rozmawiałem ze znajomymi cebulakami o kolorach i o ich przesadnym umiłowaniu biedy - zwłaszcza gdy chcą być jednocześnie zbrojnymi. Mam nadzieje, że trafisz im do rozumu i będzie mniej cebuli w naszej zupie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym do uwag dodała proby użycia nieodwlosnionej welny z prymitywow na osnowy czy w ogole na ubraniowke w tkactwie :/ Praktyka pokazuje mi ze duza zawartosc wlosow oscistych wyklucza ja z uzycia na osnowy w krosnie poziomym bo jest zbyt "sztywna" i malo elastyczna przez co sie rozwala. Natomiast odnosnie "delikatnych" czapek filcowych sa dwa powody dla ktorych sa takie. Pierwsza jest taka ze jak na poczatku robilam grube i fest czapki to nikt ich nie chcial bo byly po prostu za grube i za cieple na sezon letni. Wiec machnelam reka i robie cienkie :p Drugim powodem jest cena a takze technologia. Idzie wtedy duzo wiecej surowca i KONIECZNE jest kopyto do formowania - takiej czapki po prostu nie da sie bez niego uformowac, poza tym wymaga to wiecej pracy i sily a dzisiaj tym zajmuja sie glownie dziewczyny a nie faceci jak kiedys ;) Przez wieksze zuzycie surowca i pracochlonnosc cena rosnie do poziomow nieakceptowalnych przez wiekszosc reko i wracamy do punktu wyjscia :/
    A odnosnie barwienia to zgadza sie to z moimi badaniami :) Cebulak raczej nosil odziez wyplowiala i barwiona gorszymi i mniej trwalymi barwnikami niz w naturalnych kolorach. A z mojego riserczu wynika ze owszem hodowano glownie owce ras prymitywniejszych, ale wiele z nich dawalo zdatne do barwienia jasne runo, chocby wymienic moje lokalne swiniarki i skudde :)
    Ehhh i te pikne folowane sploty 2/1 i jeszcze pare innych rzeczy. Duzo tego jest niestety :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  3. To apropos czarnej wełny :) I ona jest naprawdę czarna a nie ciemnobrązowa. Choć faktycznie nie absolutnie czarna anilinowa. Ale jeśli ktoś chciał wyciągnąć czarniejszą czerń, to co go mogło powstrzymać przed dociągnięciem jej w żelaznym garze? ;)
    https://lh5.googleusercontent.com/yGxc5ialEn8B2okMrs2gf0PsCXST4rZlqdckfuNal8M=w785-h589-no

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No.
      Kolor mojej wyjściowej sukienki oraz płaszczykokapturopelerynki.
      Taki bardzo prawie czarny antracytowy.
      I nikt mi nie wmówi, że mam szyć "kościołową" kieckę z wełny 20 nitek na 15. Dupa.
      Kieckę, w której chodzę po lesie i zbieram chabazie po łące, mogę uszyć ze słynnej teony 10x8 około (była taka, kto szyje i farbuje pewnie kojarzy), ale nawet taką sobie zafarbowałam, bo biała to bielizna, nie kiecka.
      Z premedytacją nie kupuję RT (podobno) wełny od Helfiego, bo się nadaje na kocyki a nie sukienki i jako taka jest za droga. Na płaszczyk lub kocyk mam pakistańską RT, gdzie wątek jest luźno dość uprzędziony i włochaty a osnowa niczym sznureczek i koszt jest też pakistański.
      Panienka z Uvdall miała na sobie grubą zimową ciepłą kieckę plisowną, a pod nią len ufarbowany marzanną... No i kapturek niebieski jak niebo :)
      Rozumiem, że to jej wyjściowe ciuchy były, i nie żebraczka ona była, skoro w kościole pochowali, ale do diuka Burgundii jej baardzo daleko.
      I len RT to nie znaczy workowy; widać na tych szczątkach z Lengbergu, że to cienkie było, jakości dzisiejszej pościelowej mniej-więcej.
      I gadanie, że tylko szary len jest gupie, bo to żadna sztuka położyć na trawie na słońcu i wybielić. Parę razy się upierze w ługu, wysuszy na słońcu i bialutkie...
      Z szarego będzie miał chłop portki do pola, ale panna wójtówna weselną halkę :) dobra, giezło na pewno z bielonego lnu założy.

      Usuń
    2. A zaznaczam, ze poczuwam się do uczestnictwa w projekcie "Volk" i nie widzę żadnej sprzeczności pomiędzy poglądem moim a powyższą koncepcją.
      Myśleć wystarczy :)

      Usuń
  4. Problem w tym, mam wrażenie, że część "cebulaków" (część, podkreślam) ma problem z umiejscowieniem swoich "postaci" na odpowiednim szczebelku drabiny, której na imię społeczeństwo. Bo i tkaniny niefarbowane były, i były całkiem ciekawe barwniki w zasięgu możliwości plebejusza. Tyle, że pada hasło "plebejusz", i uruchamia się obraz obdartusa, którego na gacie i buty nie było stać. A tacy, owszem, byli, ale jako margines społeczeństwa, a nie większość. Zresztą dobrze zrobiony nędzarz powinien mieć raczej normalne ciuchy, spłowiałe i połatane, a nie cusie uszyte z końskiej derki.
    A już zbrojny - najemnik, członek milicji miejskiej, pocztu itp. - nieźle opancerzony i uzbrojony, a ubrany może i adekwatnie geograficznie i chronologicznie, ale w strój ściągnięty ze świniopasa, to niewątpliwie solidna pomyłka. To, że nie należał do "elity społecznej" w rozumieniu rycerstwa i patrycjatu miejskiego, jeszcze nijak nie czyni go biedakiem. Oczywiście, od przysłowiowego "diuka Burgundii" mogła go dzielić przepaść - ale patrzenie na bezwzględną różnicę dochodów, które lokuje takiego zbrojnego bliżej nędzarza niż bogacza, to droga na manowce. Trzeba by spojrzeć na medianę (przybliżoną przynajmniej), aby zyskać pewne pojęcie o sile nabywczej.

    Może mętnie to zwerbalizowałam, więc przykład: dochód pana Kowalskiego (średnia krajowa) dzieli przepaść od pana Kulczyka, a sporo mniejszy dystans od pana żula z kanału. Za tysiąc lat zachowało się nam zdjęcie Kulczyka (bo znany) i zdjęcie pana żula (bo medialny). A skoro wiemy, że zarobki pana Kowalskiego lokowały go bliżej żula, to rekonstruujemy według tego wizerunku. I mamy społeczeństwo złożone w 80-90% z klonów pana żula. Może należałoby wpisać sobie w motto coś w rodzaju: "Plebs = średnia krajowa, nie permanentna śmierć głodowa".


    Na świniopasie będę bronić wełen niefarbowanych i szarego lnu (ale nie tkanin o grubości cepeliowskiego kilimka!), kłopot w tym, że nieźle trzeba się napocić, by uzasadnić obecność takowego na polu bitwy czy turnieju rycerskim... A już normalnie sytuowany średniowieczny chłop, jeśli jakoś zbłądził w takie okoliczności, to i ubrany inaczej, niż do wyrzucania gnoju. Osławiona "chłopska nędza" i jedna koszula na grzbiecie to bajka sporo późniejsza. A w dodatku, jak to bajki, podkolorowana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam "chłopskie" obraz Bruegla. To co prawda trochę później, ale pięknie widać te chłopskie ciuszki - za małe albo przeciwnie - luźne, czasem połatane, ale na zabawę trzeba mieć swoje najlepsze ubranie - kolorowe i przede wszystkim - skrojone wg aktualnej mody, nie sto lat wcześniejszej. (Tak, piję do tunik z bocksten na późną piętnastkę "bo to chłopi są".)
      A syndrom świniopasa z mieczem to mam nadzieję tylko chwilowa fluktuacja, ruch w dobrą stronę, tylko za bardzo. Trzeba edukować.

      Usuń
    2. Polecam przelecieć okiem sztychy Sebalda Behama zatem - chyba jako pierwszy (albo jeden z pierwszych) rozpoczął masowe ilustrowanie chłopów w sposób wierny temu co widział.

      Usuń
    3. A co z ikonografią wcześniejszą.Dlaczego twierdzisz, że nie jest wierna?

      Usuń
    4. Nie niewierna jak 'przedstawienia szydercze' tylko niewierna jak nie fotograficznie dokładna. Może to moje subiektywne odczucie, ale przełom XV i XVI wieku kojarzy mi się właśnie z takim realizmem.

      Usuń
  5. Taaaa jeśli chodzi o strój swiniopasa to ja się zgadzam że można się bawić z naturalnymi kolorkami owiec. Ale problem "Volku" jest taki że i oni wpadli w pułapkę bojowej rekonstrukcji. Bo dla mnie volk to nie nawet najbiedniejszy zbrojny, tylko właśnie ten swiniopas. A chlopaki robią lekką piechote w ciuchach swiniopasa. A osoby ktore chciałyby tego swiniopasa odtwarzać to paradoksalnie nie mają co szukac w tego typu formacji. I tu jesy pat, powiedzcie czy nie fajnie byloby na imprezie miec postać nadające kolorytu - chopka i jego świnie (paradoksalnie do przeskoczenia technicznie, sama ze swinia na smyczy kiedyś chodziłam i skoro wozi się psy na wyjazdy to czemu nie wieprzka?). Ale tutaj kłania się problem całej reko, czyli nastawienie że każdy musi się udzielać bojowo bo inaczej jest "jasiem" i nic nie wnosi. No dobra jeszcze kupcy i rzemieślnicy są na "turniejach" mile widziani, ale to też są klasy sporo ponad tego naszego swiniopasa :/

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie nie mam nic do dodania. Parcie na posiadanie mieczyka i mitologia chłopska :)

    Świniaka mógłbym wypasać, ale niestety nie mam. A moje szczury nie lubią opuszczać znajomych okolic (regałów z książkami), więc i szczurołap na razie odpada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczurołapa potrzebujesz tylko fujarki i gromadki dzieci :D

      Usuń
  7. Dłuższa włócznia nie mieści się do samochodu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wczoraj trafiłem na stronę grupy która genialnie odtwarza plebs: http://www.raggedvictorians.co.uk/ Nie nasza epoka, ale daje pojęcie, jak to mogłoby wyglądać w rekonstrukcji średniowiecznej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafale, zakochałam się :D
      Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie te wszystkie obrazy z handlarkami i ryb i warzyw z XVIwieku i chyba wreszcie się za to zabiorę :D

      Usuń
  10. Problemy z włócznią rozwiązuje bagażnik dachowy. Można wtedy poudawać jednorożca autostrady ;)
    Do naszego średniego auta weszła halabarda, zatem problem nie leży w samochodach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam identyczne przemyślenia z jednym zastrzeżeniem (ale niewielkim). Piechota w tych czasach jak najbardziej - wystarczy poczytać kronikę Janka z Czarnkowa. Grunwald, Koronowo - owszem konnica i to dużo bo to był konflikt na większa zkale ale w lokalnych "bójkach" to nie zawsze mieli. Zresztą odsyłam do wspomnianego źródła żeby nie było że pierdziele głupoty.

    OdpowiedzUsuń